|
kamilcia_603.moblo.pl
Dał sobie rok. Rok na poukładanie swoich spraw na zmierzenie się ze swoimi uczuciami i przede wszystkim rok na to by ona mogła rozpocząć nowe życie.
|
|
|
Dał sobie rok. Rok na poukładanie swoich spraw, na zmierzenie się ze swoimi uczuciami i przede wszystkim rok na to by ona mogła rozpocząć nowe życie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dała sobie rok. Rok by zapomnieć, zacząć żyć na nowo bez bólu i tęsknoty. Nie szukała nikogo, czuła że jeszcze nie jest gotowa. Rok to wystarczający czas, który powinien zagoić jej rany.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po roku przypadkiem się spotkali, żadne z nich nie przestało kochać. Zmarnowali rok będąc osobno, jednak oboje wyciągnęli wnioski by móc na nowo zacząć wspólne życie...
|
|
|
- Uważaj na niego. Nie to że nie chcę, żebyś kogoś znalazła, po prostu słyszałem że on lubi bawić się uczuciami. - powiedział jej były - Spokojnie, nie zamierzam z nim być. Jeszcze długo nie będę gotowa na nowy związek - powiedziała spokojnym głosem, ale w jej głowie kłębiły się miliony myśli - Jakim prawem dajesz mi rady, ostrzegasz przed zranieniem, skoro sam tak cholernie mnie zraniłeś. Zaufałam ci, pokochałam bez pamięci, a ty jak gdyby nigdy nic, zostawiłeś mnie pewnego dnia. A teraz masz czelność mówić mi co powinnam zrobić - pomyślała, lecz ugryzła się w język. Ostatnio często to robiła, jednak czy to dobrze, że trzymała te uczucia dla siebie?
|
|
|
Znowu zadzwonił. Choć od ich zerwania minęło już tyle czasu, ciągle nie umiała się z tym pogodzić. Chciała wrócić do czasu w którym wszystko było takie proste. Nie rozumiała jego zachowania. Po co ciągle utrzymywał z nią kontakt? Dawał jej tylko złudną nadzieję. Wiedziała o tym że ta sytuacja ją wykańcza, odbiera jej wszystkie chęci do życia. Jednak nie potrafiła zerwać tej znajomości. Każdy jego telefon, każda wiadomość tak bardzo ją cieszyły. Nie umiała odmówić sobie przyjemności zamienienia z nim chociaż kilku słów. Wiedziała co powinna zrobić, jednak była zbyt słaba na tak radykalny krok. Sama skazywała siebie na taki los.
|
|
|
Sama nie wiedziała jak to się stało, że oboje znaleźli się na tym samym balu. Jego widok tak bardzo ją ucieszył. Poczuła motylki gdy tylko go ujrzała, ale jednocześnie wiedziała że to spotkanie nie może przynieść nic dobrego. Podszedł do niej - zatańczysz? - zapytał. - Wolałabym nie - odpowiedziała, chociaż całe jej ciało krzyczało tak. - Aha, okej rozumiem - odrzekł nieco zaskoczony, ale nie namawiał jej dłużej. - Nawet nie wiesz jak bym chciała, ale gdybym się zgodziła musiałabym przez kolejne pół roku wymazywać ten taniec z pamięci. Gasić ten płomyczek nadziei który rozpaliłby się przez tę krótką chwilę. Nie chce po raz kolejny przez to przechodzić - pomyślała patrząc jak odchodził...
|
|
|
Wierzyła, że ich losy jakoś się ułożą. Choć wszyscy mówili jej, żeby wreszcie odpuściła, przestała żyć przeszłością, zamknęła ten rozdział i zaczęła nowy. Ona jednak nadal miała nadzieję. Czuła że to nie jest koniec ich historii. Wbrew całemu światu cierpliwie czekała aż wróci. I wrócił, pewnego zimowego wieczoru, gdy już powoli przestawała wierzyć. Zapukał do jej drzwi i gdy tylko je otworzyła, wiedziała po co przyszedł. Żal i skruchę miał wypisaną na twarzy. Wpuściła go do środka, jednak oboje czuli się bardzo niezręcznie. Żadne z nich nie wiedziało jak zacząć rozmowę. Popatrzył jej prosto w oczy i wtedy bariery jakie ich hamowały przestały istnieć. Długo rozmawiali, powiedział jej wszystko co leżało mu na sercu. Wreszcie grubo po północy zamilkli. Siedzieli na kanapie wtuleni w siebie i do szczęścia nie potrzebowali już niczego więcej. A ona nareszcie czuła że jest we właściwym miejscu.
|
|
|
Wracała właśnie do domu. Zatłoczony bus dawał jej się we znaki, marzyła tylko o tym by wreszcie dojechać na miejsce. Jednak z powodu jakiegoś wypadku na drodze utworzył się ogromny korek. Nie pozostało jej nic innego jak pogrążyć się w myślach i czekać aż autobus ruszy. Nagle zobaczyła rozbity samochód. Poznała go momentalnie, tak dawno nim nie jechała ale w sekundzie była pewna do kogo należy. Wysiadła z busa i podbiegła do karetki. Właśnie wnosili go na noszach. Był nieprzytomny, ale nadal tak ładny jak w chwili gdy się rozstawali.-Co z nim? - zapytała - Nie mogę pani powiedzieć, kim w ogóle pani jest? - odpowiedzieli jej sanitariusze. - Jestem jego narzeczoną. - powiedziała po chwili i mimo że wiedziała jak to zdanie jest odległe od prawdy to tylko w ten sposób mogła dowiedzieć się w jakim jest stanie.
|
|
|
-Jesteś szczęśliwy? – zapytała nieśmiało
-Jeśli ty będziesz to ja też. – odpowiedział po chwili
-Więc po co to wszystko? – krzyknęła, zanim zdążyła się zorientować co właśnie powiedziała
-Bo Cię kocham – nie umiał już dłużej jej kłamać- Nigdy nie przestałem, ale popatrz na mnie, zasługujesz na kogoś lepszego. Co ja mogę Ci zaoferować? Jestem tylko zwykłym chłopakiem ze wsi. Taka dziewczyna jak ty nie ma przy mnie żadnych perspektyw. Zaczynasz nowe życie, możesz poznać kogoś wyjątkowego. Nie chce stać Ci na drodze…
-Cicho już bądź – przerwała mu i zamknęła jego usta pocałunkiem.
|
|
|
Zbliżała się właśnie do kościoła, w sumie nic w tym dziwnego zawsze w niedziele o tej porze szła na msze. Plakaty informujące o wieczornej zabawie dla ukochanych przypominały że właśnie dzisiaj są walentynki. Wcale nie podobało jej się zamieszanie związane z tym dniem, po co to komu ?– myślała.
Z zamyślenia wyrwał ją widok chłopaka jej marzeń, który stał pod kościołem z bukietem róż. Wyglądał jakby na kogoś czekał. Zdenerwowana odeszła szybkim krokiem i schowała się za najbliższym budynkiem, tak aby jej nie zauważył. Patrzyła ukradkiem co stanie się dalej, ale on poczekał jeszcze chwile, po czym odszedł, a ona ruszyła na mszę… Po powrocie do domu zaparzyła sobie herbaty i myślała o tym co zobaczyła. Jej rozważania przerwał dzwonek do drzwi, zaskoczona podeszła do drzwi. Otworzyła je lekko i ujrzała go z trochę już pofatygowanym bukietem. – Chciałem ci podziękować, przepraszam że trochę już powiędły, chciałem Ci go dać rano, ale nie widziałem Cię pod kościołem . – powiedział wręczając jej kwiatki.
|
|
|
Wracała autobusem do domu, gdy nagle zobaczyła go jak całował się z jej koleżanką ze szkoły. Jak on mógł to zrobić, przecież jesteśmy razem ponad rok - pomyślała rozżalona. Biegnąc z przystanku połykała płynące po policzkach łzy. Cała roztrzęsiona wpadła do pokoju, położyła się na łóżku i rozpłakała jeszcze bardziej. Jej wzrok przykuła mała, plastikowa różyczka. Doskonale pamiętała dzień w którym ją dostała, dał jej ten kwiatek na walentynki, powiedział wtedy że ta róża jest wieczna jak jego miłość. Zobaczymy... - pomyślała i zaczęła rwać jej plastikowe płatki. Po 10 minutach z kwiatka została tylko garstka śmieci. Równie nietrwała co ty, draniu - powiedziała wyrzucając resztki różyczki do kosza...
|
|
|
Poszła do wróżki, chciała poznać swoją przyszłość. - Czy my kiedyś w końcu będziemy razem? - zapytała - Moje karty mówią, że niestety nie - odpowiedziała czarodziejka. Zrezygnowana poszła do domu. Skoro i tak nigdy nie będziemy razem, to po co w ogóle się starać - pomyślała - lepiej będzie jak odpuszczę. Wieczorem napisał do niej " hej piękna, masz ochotę na spacer, chciałbym się z tobą spotkać i pogadać" "przepraszam ale dziś nie mogę, pa" Strasznie trudno było jej odmówić, strasznie za nim tęskniła, ale przecież coś postanowiła. Unikała go i po jakimś czasie chłopak dał sobie spokój, właśnie teraz gdy chciał ją zapytać czy nie zostanie jego dziewczyną. W efekcie wróżba się spełniła, tylko czy tak właśnie musiała wyglądać ich przyszłość?
|
|
|
Leżała w łóżku i rozmawiała z nim przez telefon. -Wiesz strasznie tęsknie. -Ja też, tak dawno cie nie widziałem -Chciałabym żebyś tu teraz był. -Tak? A jak bardzo? -Najbardziej na świecie.Zrobiłabym wszystko. -Wszystko, tak? -TAK -To otwórz okno...
|
|
|
Usiadła przy stole w kuchni, była tak zmęczona że zasypiała na stojąco. Wzięła do ręki kubek z herbatą, gdy jej telefon zadzwonił. Odłożyła napój i odczytała wiadomość " Smacznego kochanie, ślicznie wyglądasz w piżamie nad herbatą i kanapkami". Podbiegła do okna i otworzyła je ale JEGO już nie było...
|
|
|
|