 |
Odebrano mi dobry start, zmarnowałem okazje, przeliczyłem się nie raz, wysysano siły. Możliwości, które mam, to jest jakiś żart, w labiryncie spraw zagubiłem siebie. Jednak powiem Tobie tak, że nie ma nigdy dnia, żebym przestał marzyć. Z ciszy wydobywam dźwięki, ciemność rozczepia się w mojej głowie w setki zdarzeń, w echach tej piosenki snuję co się ma wydarzyć. Płynę, lecę, zapominam, palcy Boga już dotykam aż śnie i gdzieś uciekam, żebym jutro nie pamiętał.
|
|
 |
Chciałbym powiedzieć, że już nic nie znaczysz, że to była pomyłka, bez znaczenia po takim czasie ale gdy jestem w miejscu gdzie pamiętam Twój zapach między podmuchami lata, zatrzymuję się, włączam muzykę z tamtych dni i próbuje odnaleźć najmniejsze wspomnienia. Ból z odległości lat jest mniejszy więc dotykam każdej wizji, w której byłaś tak wpatrzona i uśmiechnięta. Między sekundami czuje to co wtedy, z posmakiem tęsknoty, upijam się wiosną z zapachem jabłoni, z jaskrawą zielenią nowego życia smakuje Twoje usta ponownie, marzę, marzę, że kiedy się spotkamy zobaczę uśmiech, za którym będziesz chciała ukryć, że żałujesz, że się bałaś, że odeszłaś tak daleko.
|
|
 |
siedziałam w nocy lekko po północy czytając nasze stare wiadomości śledząc każdy wers, słowo po słowie. czułam jak to jest znowu czuć się kochanym przez kogoś kim jestem cholernym oczkiem w głowie. czytając znowu to wszystko od nowa wracały wspomnienia - wróciło uczucie znowu te bycia kochanym ale chwilowo. słyszałam plotki od znajomych którzy mieli kontakt z tym uczuciem, że znowu gdzieś wylądował na kolejnej imprezie, że kumpel gdzieś widział w kącie znowu ćpającego i szepczącego, że mu tego kurewsko mocno brakowało. może w końcu będzie szczęśliwy.
|
|
 |
"Weź się w garść. Zrozum, ile jesteś wart. Walcz o swoje szczęście, nawet jak niewiele daje ci świat"
|
|
 |
Chciałaś wrócić, gdy usłyszałaś pogłoski, że zszedłem już z piedestału. Oszukała Cię stara miłość, do kogoś kto zostawił po sobie tylko ciało. Zniknąłem gdzieś za tysiącami doświadczeń, gdzie skrywałem łzy za głośnym śmiechem, zgubiłem się między rządzą a prawdą. Zmęczony walką dobra ze złem umarłem dla szczęścia. Zamiast skakać po drzewach by rozbawiać, nucę zbyt prawdziwe piosenki. Może z kolejną wiosną, z zapachem kwiatów, z dźwiękami ptaków, z ciepłym wiatrem niosącym migotanie oświetlonych liści przypomnę sobie jak być tylko człowiekiem, jak szedłem z Tobą za rękę i nie wiedziałem nic poza tym jak bardzo lubię ten uśmiech, jak zachwyca mnie to spojrzenie, które mnie pochłania. Nie będzie wtedy nic z tego co za nami, ani przyszłości, tylko my, nadający sens każdej sekundzie tego świata.
|
|
 |
Próbuję chwytać dzień ale brak mi oddechu, nogi ciężkie jak we śnie, nie doprowadzą mnie nigdzie gdzie będę wolny. Zbyt stary na to młode ciało, zbyt wiele wiem na jeden umysł. Chciałbym jak oni, zapomnieć o tym co trudne w grach, w serialach, pracach, prochach, w kupowaniu nowych rzeczy. Idę po twardej ziemi, szukam anioła, który zabłąkał się wśród tego spaczonego pokolenia, może jednym dotknięciem da mi radość ponad całym złem świata.
|
|
 |
Odurzam się muzyką aby zagłuszyć, strach przed tym co nadchodzi, by nie pamiętać o okrucieństwie, zapomnieć o wyrzutach własnego sumienia. Gdy wiążę myśli w najdalszych miejscach umysłu mogę uwolnić uśmiech, mogę dostrzec Ciebie, mogę rozmawiać o tych wszystkich bzdurach i rozbawiać Cię pytaniami i odpowiedziami. Tak łatwo zdobyć twoje serce gdy widzisz jedną stronę medalu.
|
|
 |
Zatraczam się między bólem istnienia a euforią. Znalazłem tu słowa pieśni, które płyną ciarkami, aż do błysków gniewu z utraconego raju. Nie ma powrotu, nie ma przyszłości dla nas, czekamy na to co zapowiedziane licząc na cód szczęścia. Zabrakło mi wierszy dla Ciebie, dreszczy pocałunków, słodkich słów, które wyciekały z nadmiaru serca. Sprytnie przemyciłaś truciznę, która odebrała skrzydła. Masz mnie tylko w połowie. Dusza jest tam, gdzieś za horyzontem, odzywa się czasem tęsknotą za lepszymi widokami
|
|
 |
Czas częstuje mnie zrozumieniem, że bolało aby nie ponieść klęski, że to co uciskało było ręką Boga, który chronił mnie przed samym sobą. Gdy stajesz w świetle, dopiero widać cienie. Dziękuję że nie pozwoliłeś mi utonąć pomiędzy wirami Szatana.
|
|
 |
Za światłem, za hałasem dźwięków stoi ten któremu służysz. Tłum żądny twojej krwi, duszy, kłamstw. Wrzeszczę słowa mocy, wyuczone teksty, spisane przez kogoś kogo już nie ma. Teraz przed wami jak błazen, dubler skacze człowiek zniszczony, oszukany przez samego siebie. W głowie mam nowe teksty piosenek, których nikt nie chce słuchać, nawet ja. Odpływam na nich w samotność, uciekam od głupoty i zła. Jutro odtatni raz sprzedam fałszywy uśmiech. Koniec i mogę być prawdziwy, mogę powiedzieć Ci, że nie warto, że lepiej spisywać umowy z Bogiem, lepiej być aniołem niż psem Diabła.
|
|
 |
Przyroda wokół upija się świetlistą energią a ja chodzę trzeźwy. Wszędzie nowe pędy, nowe życia bzykają pośród traw, a ja wrastam w znane schematy. Na jeziorach łączą się połówki krzyżówki a ja dzielę życie aż nie starcza dla mnie. Chwilami budzę się jak ostatnio by zachwycić się nawet oddechem. Sięgam po korony ozdobione światłem, wdycham powiewy nadziei, nasycam zapachem eteru. Nawet gdy odnajdują mnie tęsknoty, odurzam się nimi by pląsać na drogach prowadzących do nikąd, gdzie nic nie muszę, nic nie potrzebuje oprócz tej podróży.
|
|
|
|