Wieczorami po kryjomu biorę mikrofon i śpiewam kawałki które dają nieśmiertelność przez te parę minut. Raduje się wtedy przed Stwórcą aż opadną skrzydła, aż przywoła niedoskonałość. Lecę tak długo, zanim uderzę o grunt codzienności uciekam w ramiona snu. Rano trudno przypomnieć sobie życie, martwy idę gdzie prowadzą mnie obowiązki. Czasem w podmuch wiatru, błyskach z pomiędzy chmur, w zapachu życia ukrytego w lasach dotyka mnie Bóg i pozwala pamiętać.
|