|
sstrachsiebac.moblo.pl
miłość jak świeca. bez tlenu gaśnie płomień a z czasem wypala się knot. przecież użyłam tylko jednej zapałki na pozornie tę jedyną miłość. próbowałaś kiedyś zapalić taką
|
|
|
miłość jak świeca. bez tlenu gaśnie płomień, a z czasem wypala się knot. przecież użyłam tylko jednej zapałki na pozornie tę jedyną miłość. próbowałaś kiedyś zapalić taką zapałkę po raz drugi ? to niemożliwe... uczucie ulatnia się i czym dym właśnie zgaszonej świecy, a ty zostajesz z poparzonym sercem./ sstrachsiebac
|
|
|
śniłam, że mnie zabrakło, byłeś taki przerażony. lecz nikogo to nie obchodziło. obudziłam się z myślą: " co po sobie zostawię ?" ale gdy przyjdzie na mnie czas, pamiętaj o każdej chwili ze mną, każdym razie w moich ramionach. zapomnij złe rzeczy, postaraj się zrozumieć. nie oskarżaj, wybacz mi to co zrobiłam. chcę zrzucić z siebie ten cięż by w przyszłości nie bolało. pomóż mi zostawić powody do tęsknoty i gdy poczujesz pustkę wspomnij mnie. dziś to się kończy, wybaczam sobie, to co zrobiłam nie tak.
|
|
|
jestem silna. świat nauczył mnie nie poddawać się łzom. pewnie zauważyłeś też, jak dobrze nauczyłam się kłamać. gdy zobaczysz blizny na moim ciele uwierzysz, że nie było mi łatwo. ja już zrozumiałam, co jest złe. zaczęłam od początku, jakby wszystko od samego zera. teraz czas na ciebie. naucz się kochać na nowo. / sstrachsiebac
|
|
|
wstała. przemyła twarz wodą, spojrzała w lustro. podkrążone oczy, rozczochrane włosy. woda spłynęła po umywalce. oparła ręce o kran, przyglądając się swojemu żałosnemu odbiciu. która to już nieprzespana noc? szósta ? siódma ? może dziesiąta? po chwili chwyciła za żyletkę. nawet nie zastanawiała się, co może stracić. przesunęła ostrzem wzdłuż linii ręki, przycinając włoski, potem skórę. - To dla ciebie skarbie. - szepnęła. z pierwszej rany wypłynęła stróżka krwi. potem drugie cięcie, trzecie i następne. zakrwawionymi palcami namazała na już brudnym lustrze, jego imię. zza czerwonych liter spoglądała na swoje odbicie. to już nie była ta sama dziewczyna co kilka minut temu. jej blada cera przyprawiona kilkoma słonymi łzami i ten wyraz twarzy - tak obojętny. jej organizm nie wytrzymał tego. dusza żądała pilnym pragnieniem wydostać się z ciała. wiotkie ciało upadło z hukiem na płytki zatęchłej łazienki. z ręki wypadła zakrwawiona żyletka, z żyły wypłynęła ostatnia kropla krwi./sstrachsiebac
|
|
|
-Jak chcesz za to zapłacić? -Ale za co? -za 2 l łez, 30 nie przespanych nocy i 60 beznadziejnych dni + katar. Rachunek przyjmuję w gotówce lub w zemście.../ sstrachsiebac
|
|
|
Moje ciało żąda ciepła. Nie takiego zaspakajającego organizm. Takiego które nie zapewni żadna ilość swetrów czy rękawiczek. Nie rozgrzeje żaden żar i nie zadowoli najjaśniejszy płomień. Potrzebuję ciepła twojego oddechu, dotyku twoich dłoni, szeptu rozpalonych warg. /sstrach
|
|
|
Wzięłam w usta kolejny kęs bułki w nadziei na zapełnienie pustki w okolicy serca, której wciąż jeszcze się nie pozbyłam. /s
|
|
|
Obudziłam się w środku nocy. Obok mnie leżało mnóstwo odłamków szkła. Widziałam je wszędzie na moim brzuchu, rękach. Wyczuwałam metaliczny zapach krwi. Mojej krwi? Zaczerpnęłam powietrza ale w tym pomieszczeniu nie było powietrza, a może to ja nie byłam w stanie oddychać, jęknęłam. Błagałam, proszę.Proszę nie... Proszę ...Nie, pozwól mi. Nawet słowa przypominały odłamki, były zimne ostre i budziły strach. Pomieszczenie rozszerzało się i kurczyło na przemian. Dopiero po chwili zorientowałam się że błagam o życie. /sstrachsiebac
|
|
|
Przez obnażone okno do ciemnego pokoju wpadły jasne pobłyski księżyca. Siedziała na szerokim parapecie w samą północ oglądając księżyc w całym swoim negliżu. W ręku już szósta lampka wina, w głowie ta sama cisza. Tępym wzrokiem śledziła leniwo poruszające się chmury na szkarłatnym niebie. Nagle jej wzrok przyciągnęła stojąca pod drzewem ciemna postać. Wyciągnęła rękę by zobaczyć która godzina. Gdy powróciła wzrokiem na te samo miejsce obraz prysł, postać zniknęła. -Za dużo wina- wymamrotała półgłosem. Podniosła go góry butelkę by pociągnąć kolejny łyk. Wtedy ciemna postać stała na środku podwórka, wpatrując się w oczy dziewczyny. Butelka spadła roztrzaskując się o podłoże. Cień zmierzał w jej stronę. Głośny puls zagłuszał gęstą ciszę. Zawróciło się jej w głowie, upadła. Jej omdlałe ciało ułożyło się obok szkarłatnej czerwieni wina tworząc obraz pełen grozy. /sstrachsiebac
|
|
|
Zwiesiła głowę nad kubkiem gorącej herbaty. Do napoju wpadła pierwsza łza, rozcierając słodycz słoną kroplą. -Jestem taka naiwna, jak mogłam pozwolić by znowu mnie skrzywdził. Kap. Kolejna kryształowa łza spłynęła do kubka.-baz karnie zabawił się moim sercem, po czym nawet nie odłożył na swoje miejsce. Kap. -Czy ja naprawdę jestem taka żałosna? Palące łzy zebrały się pod powiekami by po chwili wylać się falą na policzki.- Nie masz pojęcia jak boli każdy dzień z tym uczuciem! Kap.Wykrzyczała w przestrzeń. Ja po prostu chcę trochę ciepła, chcę trochę ciebie... /sstrachsiebac
|
|
|
7 rano. Stała na opustoszałym przystanku czekając na autobus jak co dzień. Po drugiej stronie ulicy pod rozłożystym dębem przyglądał się dziewczynie tajemniczy mężczyzna. - jak zimno. Pierwsze płatki śniegu zamoczyły asfalt. Dla zabicia czasu liczyła spadający puch. Nieznajomy przyglądał się dalej. Podniosła głowę, znad gęstej mgły zauważyła niewyraźną postać. Serce podeszło jej do gardła. -Halo, kto tam jest? Mężczyzna poruszył się niezdecydowanie jak by się zastanawiał czy odejść czy przejść przez ulicę. Przełknęła głośno ślinę. Gdzie ten cholerny autobus?! Postać zmierzała w jej stronę. Dziewczyna gorączkowo cofała się do tyłu i przez ten ułamek sekundy nie zauważyła gdy podjechał autobus. Szybko wsiadła do środka. Na koniec usłyszała wypowiedziane w przestrzeni swoje imię. Pożegnanie wydało się takie realne, przerażające. Kto to mógł być? /sstrachsiebac
|
|
|
|