|
rozpierdalacz_852.moblo.pl
1. Centrum miasta punkt dwunasta wczesnojesienne promienie słońca odbijają się o asfalt przy kawie dwóch zarobasów omawia jakis deal po drugiej stronei witryny
|
|
|
1. Centrum miasta, punkt dwunasta,
wczesnojesienne promienie słońca odbijają się o asfalt,
przy kawie dwóch zarobasów omawia jakis deal,
po drugiej stronei witryny skrajne ubóstwo - to nie film.
Pod kamienice podjeżdza fura, z niej wysiada typ,
wchodzi do budynku bocznymi drzwiami z napisem VIP.
Czarny neseser w SL Mercedesie,a stan jego konta - cyfr więcej niż PESEL.
Niesie kwiaty swojej ukochanej małżonce,
wrzesień, do 3 rocznicy jeszcze 3 miesiące,
myślą że jest w trasie nie spodziewała się go w ogóle w tym czasie...
|
|
|
Pamięta jak patrzył za drzwi, trzymał nóż
Przed oczami stał mu bieg wydarzeń
Jakby minął już, lekki chłód, czuł ogrom bólu
Z nim na zmiane szał,
widział jak z precyzją wbija w płuca chartowaną stal
albo chciał ujrzeć jak duszą się własną krwią
wczoraj poszedł by w ogień za nim, na koniec świata z nią
póki co myśli pisały same scenariusz zbrodni
ubrany w czerwień ciała w tle śnieżnobiałej kołdry,
szepty modlitw wbledły by w rozpaczy dnia,
wiedział że cierpienia nie wybaczy mu żadna łza,
troche strach, troche sumienie kazały odpuścić,
myślał o sobie, nie myślał jakie będą skutki,
Ilu jeszcze ludzi może być nieludzkich,
teraz wie, emocje jak we śnie, w najgłębszej fazie ren,
była mu jak tlen potrzebna do życia tak mocno,
dziś jak on, samotna opiera czoło o okno.
|
|
|
Smutna, opiera czoło o okno w czarną noc,
bez gwiazd, fale morza uderzają o falochron.
Martwy chłód, nocne bryzy,za szybą płatki śniegu
osiadają na froncie starej markizy.
Jak smutek na dnie jej serca, smutek bez końca,
przez niego pokochała zachody słońca.
Wiesz ,że niema co zganiać na los,
boli ciężki dla serca cios,
Gdzie pocieszycielka chwili niedoli,
pamięta ostatni pocałunek winna Bogu ducha,
był jak gorzki sekret szeptany do ust nie do ucha.
Związek tonął wzdłuż linii nurtu podczas ostatniej kłótni
pobili się ostatnimi deskami ratunku.
Na samą myśl o tym serce prawie jej pękło,
zostały zdjęcia które na chwile zatrzymały przeszłość.
Dalej kręci się ziemia, a gdyby mogła cofnąć czas
lub wiedzieć jak wymazać przykre wspomnienia.
Otula zmarźnięte ciało grubym kocem,
w rękach gorąca herbata nalepsza na chłodne noce.
Z nerwów masuje skronie czubkami palców,
znów rani to coś czego nie można wyrazić łzami.
|
|
|
Chociaż nie jest kolorowo, globalny kryzys, a ty jak Syzyf zadupcasz,
W weekendy ratuje wódka i rośnie twój dług tak, znów na kredo luta,
Tak ci mija życie z głupa w samym centrum Europy,
Gdzie powinno być tak pięknie, jednak wciąż brakuje floty,
Ludziom też się pojebało, uczuć ciągle jest za mało,
Słowa od najbliższych ranią nawet te najtwardsze serca,
Jednak mocno wierzę w to, że się wszystko poukłada,
Że przetrwa moja rodzina, że przetrwa BZK banda,
Chociaż czasem myśli czarne ogarniają moją głowę,
To nie pytam jak tu żyć tylko dalej robię swoje!
|
|
|
Z każdym dniem muszę brnąć wciąż do przodu
A przez każdy Twój zawód czuję się nisko i nędznie
Mogłem tym jebnąć już te parę lat temu
Dziś nie miałbym żadnych problemów - etat i spokój
Ten cały zamęt obserwowałbym z boku
Zamiast stać w samym jego centrum, w pokurwiałym amoku
Rok po roku było mniej ich wokół nas
Przecież mnie znasz - mam swoje nerwy, pękam jak struna
Dziś każdy z nich cofnąłby dni i cofnął czas, kurwa mać
A żaden z nas by o tym pomyśleć nie umiał, nigdy
Ten świat co przykry był, dziś nosi nas na rękach
Choć skrócili nam kalendarz o te parę pięknych dni
Dzięki takim jak Ty, będą o mnie pamiętać
Choćby eksplodował wszechświat - zostaniemy w nim - ja i Ty
|
|
|
Liczę na Ciebie, że zostaniesz ze mną
Kiedy nie jest tu jak w niebie, kiedy robi się ciemno
Kiedy nie mam siły przewiać tych chmur, czuję ból
Skurwysyny łapią za nogawki, ciągną w dół
A ja chcę lecieć, z przeszłości brać co najlepsze
Mój głos to mój skarb, nikt go kurwa nie zabierze
Wiem jest dobrze, kiedy jest hajs i sława
Ale zostań proszę ze mną kiedy spadam
Łzy są gęste jak wódka, która prawie zamarza
Dzisiaj pierdolę to czy hajs się zgadza
Chcę tylko Ciebie, zwróć na mnie uwagę
Nie znamy się osobiście, ale idziemy razem
Ramię w ramię, singiel za singlem
Serce w serce, przecież znasz moje życie.
|
|
|
Choć zawsze widzę cię, ja nie czuję cię znów,
Czekam na mały cud, który mógłby to przerwać,
Ci wszyscy obcy wokół myślą, że mamy wszystko,
Niech wezmą spokój, zabiorą oczywistość,
Chcę usłyszeć głos,
Nie słyszę go, choć jesteś blisko,
Powiedz do mnie, a potem mogę zniknąć.
|
|
|
Mówiłem wielokrotnie, że nie ważne są pieniądze
I nawet jak je przykleję do łapy, dalej tak sądzę
Nie kupie przyjaźni, miłości znam te wartości
Bo kiedy nic nie miałem, wtedy właśnie je poznałem
Te pomocne ręce i ludzkie dobre serce
Pamiętam to jak dziś, kiedy ojca wieźli w erce
Myślałem że tam zejdzie, że to już koniec
I mojej matki łzy, jak do domu wpadły psy
Wstyd mi było przeokropnie, wiem że zawiodłem
To już nie ten dzieciak z boiska, podarte spodnie
Nigdy nie będzie podobnie, każdy dorasta
Zostaje skaza na psychice wpadasz w sidła miasta
To retrospekcja zdarzeń, miałem wiele marzeń
Chciałem być sportowcem, a zostałem nałogowcem
Życia nałogowcem, z życia naukę wyniosłem
Kiedyś wszystko w niej wydawało się być proste.
|
|
|
Wylewam alkohol – nie ufam mu,
Nie ufam prochom, chce się naćpać kochanie tobą
I chodzić naćpany doba za dobą.
Wyczuwam twój zapach chyba na jakieś milion mil i
Mam wyjebane czy ktoś w to wierzy
Choćby to był kit to i tak jest git.
Kiedy pije jak bydle i nie może powstrzymać tego nikt
I byłybym w orgii takiej jak w ”Pachnidle”
To i tak nie zastąpi to ciebie mi.
To nie jest normalne, dostaję szału i mam tą fobię
Magnes zbliża mnie do ciebie,
Magnes ciągnie ciebie do mnie.
|
|
|
Jestem tym pierwszym piwem, które otwierasz z rana
Chcesz jechać do niej, bo energia cię rozsadza
Jestem niewinnym dzieckiem, które ginie na pasach
Bo kierowca wstał, wsiadł w furę, a wczoraj zachlał
Mówisz mi, że to lubisz, ja myślę że już musisz brać
Coś co cię zjada jak sumienie dobrych ludzi
Jestem bólem w twoim sercu
Promilami w twoich żyłach
Chcesz czegoś więcej, nie wystarcza ci już przyjaźń
Nie kochaj mnie, bo to w zła stronę idzie
Bo dostarczam ci to wszystko dożylnie.
|
|
|
Łatwo mówić jest - bądź kim chcesz, rób co chcesz -
to proste, owszem, wszyscy gadacie, wszyscy bardzo mądrze,
ale to nie takie proste wszystko jest, jak się wydaje,
nie jeden nie może ruszyć się w miejscu zostaje,
los szansę daje raz dotknąć gwiazd i przestaje,
popatrz w swoje oczy, a teraz tam,
w którą stronę kroczysz, idąc sam,
świat nie jest taki prosty, widzisz brat?
Jak łatwo Cię zaskoczyć, bo los jak talia kart.
Chciałbyś mieć fart, chciałbyś wygrywać tu na każdym kroku,
Chciałbyś robić swoje rapy i mieć święty spokój,
Chciałbyś nie mieć wrogów, mieć przyjaciół stu,
wrogów masz, bo masz charakter, przyjaciół masz może dwóch,
ale to plus w tych czasach nie patrz czy się opłaca,
staraj się być pomocnym, to zawsze wraca,
wierz mi na słowo, błagam, wierz mi na słowo,
przecież jesteś moją drugą połową!
|
|
|
We dwójkę sam na sam, przed oczami twarz znajoma, brat.
Wiem, że ją znam, lecz nie potrafię rozpoznać,
gdy się przyglądam jest coraz bardziej obca.
Jednak wiem, że wiele razy była mi pomocna.
Do cna wypłukana z uczuć owca zagubiona,
dość ma już złości, ktoś przez nią kona.
Choć i dorośli, chodź a się przekonasz,
sam masz swój rozum, zrozum zabij potwora.
Ta postać chora, stoi przede mną wiecznie,
chociaż jej nie ma i tak przed nią nie ucieknę
i brodzę w tym piekle, w jej oczach to widzę,
namacalne zła odbicia, z którego dziś szydzę.
Opanuj strach, zamknij oczy, on nie wróci,
jeśli tylko na tym co w Twym sercu się skupisz.
|
|
|
|