Diabeł? No, tak, on. Też piłam z nim wódkę.
Jego oczy były wtedy żenujące smutne.
Mówił coś o tym świecie, o braku miłości,
który strącił go na dno, o sprawiedliwości.
Wspominał coś o pechu i jakichś zasadach,
że dobroć czy uczciwość to przecież jest wada.
Wypłakał mi się w ramię, choć byłam pijana
i wiem, że wrażliwość nie jest cechą szatana.
Diabeł? No, tak, to on. Najstarszy syn Boga,
kochał go, choć żył w buncie. Po szczęściu pożoga.
Miał nadzieję, że przejmie po staruszku schedę,
lecz on był nieśmiertelny. W dodatku był Jeden.
Szatan był sfrustrowany, zazdrosny i smutny,
nie zły, lecz nieszczęśliwy, a przez to i butny.
Nikt nie dostrzegł w nim dobra, więc płakał nocami.
Z wyrzutami sumienia zostajemy sami.
(I to jest właśnie piekło). Samotność, nic więcej,
rozgoryczenie, zawiść i zranione serce.
/ Kavu Zet.
|