|
pamietnikwlasnegozycia23011993.moblo.pl
Denerwowanie jest o mym serduchu. Ty pitolisz i to kocham. Ale wiesz cierpliwość się kiedyś kończy. D Ale kocham to. I niech tętnica Cię nie boli. Bo zacznę
|
|
|
A o kim pomyślę przed snem i do siebie się uśmiechnę? No o kim? O WAS CIULE! Dziękuje Wam za to, że jesteście. Obiecajcie, że tak już pozostanie, proszę Was. Bez Was nie dam sobie rady. To nic, że często się na Ciebie denerwuję, Ty zawsze pitolisz bez końca, Ty drzesz tego ryjoka na całą klasę, Ciebie znam zaledwie od początku wakacji a Ty nie wziąłeś mojego prezentu z jej domu. Czy to ważne? Najważniejsze jest to, że mogę liczyć na to, że jebniecie mnie po ryju kiedy coś sobie zrobię, kiedy powiem na Ciebie ‘pulpecik’, nie odpiszę na niekończącego się komentarza czy też powiem, że się nie umyłeś. Dziękuje ponownie za to, że jesteście. cdn2
|
|
|
Co ja bym bez Was zrobił? No kto do mnie dzwoni zaraz po tym, gdy dodam jakiś wpis o moim ojcu? Kto wtedy zamiast się przywitać mówi tylko ‘wpis, wpis’? No kto? A kto pisze mi, że mu się ten wpis nie podoba? A kto mnie wspiera i mówi, że tylko pierdole od rzeczy, kiedy mu mówię jaki mój ryj jest szpetny? A pisze ze mną całymi dniami i komu się jeszcze nie znudziłem? A kto przyjeżdża w okropną pogodę do nas i czeka na zimnym przystanku godzinę na to, by wejść do ciepłego pokoju? Kto odwozi mnie pod sam dom? Kto pisze mi przed snem ‘dobranoc Piotrze’? A do kogo zawsze mogę przyjechać na kawę? To nic, że ma bałagan i przeżywa, że musi najpierw posprzątać. A kto goni mnie po mokrym śniegu tylko po to, żeby ze mną poleżeć? Kto uśmiecha się kiedy mnie spotyka? Komu mogę powiedzieć, że to nasza tajemnica? Tajemnica AZ? A z kim mam większość zdjęć na Facebook’u i dzięki komu mam po wstawieniu zdjęć 62 powiadomienia? cdn1
|
|
|
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, amen. Panie Boże dziękuję za ten dzień. Dziękuję, że dałem radę go przetrwać z uśmiechem na twarzy. To nic, że owy uśmiech był wymuszony i bez życia. Dziękuję, że moje policzki nie były suche. Dziękuję, że mam nowe rany na rękach. Dziękuję, że znów mogłem się przekonać, że moja krew ma czerwony kolor. Dziękuję, że potrafiłeś wszystkie moje smutki usunąć za pomocą tej jednej, niepozornej żyletki. Dziękuję, że tatuś okazał swą miłość do jedynego syna za pomocą siły i wrzasków. Dziękuję, że jest przy nim jego najlepszy przyjaciel – alkohol. Dziękuję Ci, że z dnia na dzień jest coraz gorzej. Dziękuję, że lubisz się na mnie wyżywać. No tak, przecież jestem winny. Przepraszam Panie Boże, że nie potrafię odebrać sobie życia. Do usłyszenia. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
|
|
|
Nie zatrzymuję się, idę dalej, zamykam na chwilę oczy, by ujrzeć obraz osoby, przez którą mimowolnie się uśmiecham. Bo jestem szczęśliwy. Kiedy wracam do domu z przystanku autobusowego nie spieszę się. Jest zimno, wietrznie i pada śnieg. Jednak nie czuję tego chłodu. Ja nadal się uśmiecham i wolnym krokiem idę do swego domu. Bo jestem szczęśliwy. Jestem szczęśliwy, ponieważ jesteś ze mną. Szczęście me umacnia fakt, że stan w jakim się znajdujemy, się nie zmieni. cdn2
|
|
|
Kiedy wyjebie się na lodzie, nie denerwuję się na lód i moje koślawe nogi, przez które ta czynność została dokonana. Zaczynam się panicznie śmiać. Siadam na lodzie i palcem rzeźbię w nim serce. Bo jestem szczęśliwy. Kiedy zaczyna padać śnieg, nie denerwuję się jak każda napotkana przeze mnie osoba. Ja się uśmiecham i podskakuje jak małe dziecko próbując złapać językiem jak najwięcej płatków śniegu. Bo jestem szczęśliwy. Kiedy przejeżdżający samochód brudzi mnie pośniegowym błotem, które napierdala z ogromną prędkością w moją stronę, nie krzyczę na kierowcę. cdn1
|
|
|
Nienawidzę Cię tatusiu – wyszeptałem i ruszyłem do pokoju, by móc zrobić sobie krzywdę. Przecież to wszystko moja wina. Moja wina, że piję i sobie z tym nie radze. Nie mogłem się ciąć. Obiecałem jej i wielu innym osobom. Ale… ale musiałem poczuć ból. Otworzyłem szafę i wyciągnąłem z niej swój najnowszy krawat. Nałożyłem go na szyję, by potem usiąść przy drzwiach. Tam dowiązałem go do klamki z jednego prostego powodu – by moja szyja było mocno ściśnięta. Nie bójcie się. Nie zabiję się. Krawat uwierał mą szyje na tyle mocno, by bolało, jednak nie na tyle, bym nie mógł oddychać. W końcu poczułem ulgę. Ból był jest i pozostanie na zawsze moim lekarstwem na wszystko. cdn3
|
|
|
Wyszedłem na korytarz. Stanąłem przy balustradzie. ‘Przepraszam, że tak zareagowałem. Myślałem po prostu, że się domyślisz jak powinieneś robić to poprawnie.’ – byłem w szoku, że ojciec w ciągu kilku minut diametralnie zmienił ton swoich wypowiedzi. ‘Nie myśl, że jestem na Ciebie o to zły’ – uśmiechnął się. Nienawidziłem tego uśmiechu. Może i był on szczery, jednak wydaje mi się, że tylko z tego powodu, iż ojciec był pod wpływem alkoholu. No wiem tato, że to moja wina no. – odpowiedziałem z udawaną czułością. Odwzajemniłem uśmiech. Staliśmy chwile tak naprzeciw siebie. Zrobiło się niezręcznie, jak zawsze kiedy ‘rozmawialiśmy’. ‘No idę.’ – powiedziałem i poszedł do swojej kanciapy, gdzie oglądał telewizję i palił papierosy. Uśmiech mimowolnie spełzł z mej twarzy. Policzki w jednej chwili stały się wilgotne od łez, które nawiedziły moje oczy. cdn2
|
|
|
Mogłeś powiedzieć mi, że nie pasuje Ci to, a nie od razu musisz się na mnie drzeć! – podniosłem głos na mojego ojca, kiedy on zwrócił mi dość niemiłą uwagę. Może i nie byłbym taki ordynarny w stosunku do jego osoby gdyby nie te cudownie przepite oczęta. ‘Myślałem, że sam do tego dojdziesz.’ – odpowiedział mi z pewną nutą zdenerwowania. Trzeba było mi powiedzieć o tym a nie czekać aż się domyślę, skąd mam wiedzieć jak Ci jest wygodniej to nosić! Po wypowiedzeniu tych słów zrobiłem jak chciał, byleby nie ciągnąć już tej głupiej wymiany zdań przy ludziach, którzy nas nie znali. Nie chce wiedzieć co sądzili o moich stosunkach z ojcem. Kiedy już byłem wolny udałem się jak najszybciej do swojego pokoju. Po kilku minutach słyszałem nawoływanie mojego ojca ‘Chodź tu.’ Wstałem. cdn1
|
|
|
On ubiera się cieplutko, wychodzi na zewnątrz i rusza w stronę najbliższej łąki. Tam zaczyna biegać wkoło, skakać, śmiać się w głos, śpiewać piosenki o charakterze pozytywnym, robić aniołki, fikołki, turlać się po śniegu, a także krzyczeć, ile sił w płucach. Robi tak póki starcza mu sił. Tak co wieczór. Ale dlaczego? Przecież to chore tak samemu wychodzić na dwór w taką pogodę i zachowywać się jak dziecko. Może dla Ciebie i jest to chore. On jednak czerpie z tego same korzyści. Jakie niby? Tłumi ból, który rozszarpuje go od środa. Czuje się wolny. Niezależny. Ważny. Bo jak wiesz nikt się o niego nie troszczy. A w tym jego wykreowanym świecie jest tylko on. On jest dla siebie osobą, na której cholernie mu zależy. Jest taką osobą, którą w rzeczywistości chce się stać.
|
|
|
Ubrał się w najcieplejszą kurtkę jaką posiadał w szafie. Założył najgrubszą czapkę z obciachowym pimponkiem, którego tak kochał. Jednopaluchowe rękawiczki, zrobione przez jego babcię, dawały mu satysfakcję z tego, że paluszki mu nie zmarzną. Szyję swą oplótł kilometrowym szalem ozdobionym reniferkami i śnieżynkami. Kiedy był już gotowy do wyjścia, na gryzący w nochalki i szczypiący w oczka mróz, otarł łzę spływającą z jego oka o brązowej tęczówce. Wyszedł w końcu. Było tak cholernie zimno, a zarazem tak pięknie, że jego serce wypełniła radość z tego co zamierza zrobić. Każdy normalny nastolatek siedzi w takie dni przed komputerem i grzeje się kubkiem herbaty z dodatkiem soku malinowego. Ale nie on. cdn
|
|
|
|