 |
Wacają moje huśtawki nastrojów. Płaczę i śmieję się jednocześnie. Znowu wszystko wraca, znowu.
|
|
 |
Upadnę. Ześlizgnę się. Boli. Staczam się. Uciekam. Nie pozwólcie odejść, nie pozwólcie!
|
|
 |
Porozmawiajmy o bałaganie w mojej głowie. Nikomu więcej o nim nie powiem.
|
|
 |
Nie chcę mi się myśleć o tym jak jest smutno.
|
|
 |
Kocham Cię. Jutro. Pojutrze. Wieczorem. Przy herbacie. Wypalając papierosa za murkiem. W poniedziałek. I w święta. Zimą. Jesienią. Latem. Wiosną. W słońcu. W deszczu. Ogółem...zawsze.
|
|
 |
Mam Cię w poniedziałki, wtorki i czwartki. A potem należysz już do ich obcych rąk. Wiesz ,że tylko ja Cię kocham tak naprawdę?
|
|
 |
Posiadałam Cię jedynie w snach w jakiś najskrytszych marzeniach, codziennych zachciankach. Chciałam Cię. Każdego dnia, chciałam Cię mieć, posiadać, trzymać, nie puszczać, kochać, uwielbiać, być, być, oddychać Twoim 'cześć, jestem', tak jakoś może należeć do Ciebie. I wydaję mi się ,że tak jakoś mi się to nie bardzo udało, bo znów nikt o Twoim imieniu teraz na mnie nie czeka.
|
|
 |
Słyszę kroki, ale zatykam uszy, bo nie chcę wiedzieć ,że odchodzisz. Widzę, ale odbieram sobie wzrok na najbliższy rok, bo znowu zapomnisz papierosów, bo nie będziesz pamiętał o zabraniu paru koszul i znowu wrócisz, jakbyś był. A przecież to takie smutne. Nadzieja w taki dzień byłaby smutna. Wiedza o tym ,że znowu odejdziesz byłaby taka smutna. Więc ślepnę do dnia aż nie zapomnimy. Najlepiej oboje, bo póki jedna część pamięta, zna drogę do drugiej. A my nie chcemy znać drogi do siebie, nawet w tych chaotycznych koszmarach prawda kochanie?
|
|
 |
Jestem różową skarpetką. Jesteś zieloną skarpetką. Które normalne skarpetki dobierają się, mimo tego ,że są zupełnie inne? Kto założył by takie dwie kontrastujące, odmienne pończochy, kto normalny by to zrobił? Kto śmiałby je połączyć? Ryzykancik, myślę. Właściwie to mogłoby się udać, gdybyśmy byli zwykłą parą kolorowych skarpetek. Ale jesteśmy ludźmi. Czasami uda się połączyć dwa inne puzzelki, ale gdy dojdziemy do końca, widzimy ,że to jednak zepsuło całość. A czy Ty chciałbyś zepsuć całość, wiedząc ,że to Twoja wina? Ja nie potrafię.
|
|
 |
To kim jestem, nie powinno ulegać żadnych komentarzom. Wasze słowa są całkowicie zepsute, ześlizgują się z mojego ciała, są ohydne, jak zielone kalosze do sraczkowatego sweterka w zielono-żółte kwiatuszki. Nawet nie próbuję zatrzymać ich dłońmi, bo wiem co mogłoby się z nimi stać. Byłyby takie same jak wasze fałszywe oczy zostawiające śmierdzący śluz. I powiedzie, jak możecie mówić cokolwiek, nie wiedząc kim jestem? Mój chaos nosi imion miliony, moja samotność jest wybierana dobrowolnie, dobierana do pogody i koloru bluzki. Mój uśmiech bywa smutny, bywa radosny, mówi o mnie najwięcej, ale nie możecie mną kierować, widząc go. Kiedy chcę z wami być, jestem, ale kiedy nie ma mnie, widocznie nie mam na to najmniejszej ochoty. Nie chcę może wtedy słyszeć waszych słów, widzieć waszych gestów. Zrozumcie, że może czasami się Was boję.
|
|
 |
Może mogłabym Cię mieć. Może kierowałabym ku Tobie teraz kroki. Może miałabym radość w oczach, tańczyłabym wesoło krocząc ulicą, zostawiając chwiejne ślady jak po libacji alkoholowej. Miałabym zielone paznokcie, jak nadzieja. Pachniałabym jak wiosna. Ale teraz, do końca nie wiem jakby wyglądało to posiadanie Ciebie. Może byłoby to urocze szczęście zamknięte w Twoim imieniu, a może bylibyśmy mali, tacy niewielcy, może nie znaczylibyśmy dla siebie za dużo. Może balibyśmy się swoich dłoni, swoich ust, swoich słów i myśli. Czyli by się konkretnie i całkowicie nie udało. A szkoda.
|
|
 |
Świadomość ,że wszyscy mogą zaraz odejść, zwyczajnie rozpłynąć się powietrzu. Nie chcę ich zostawiać, nie chcę na nich czekać, bo to boli, zostawianie oddechu na szybie, umieranie z zegarkiem w ręku. Mogłabym iść z nimi, ale buty znów nie są odpowiednie, znów płaczę i dlatego wciąż nie mogę stawiać kroków, bo cichy szloch to największy wróg wędrówek. O ile istnieje coś takiego jak chaotyczna samotność, to w tym tkwię, nawet nie wiedząc czym jest, ale nauczyłam się ,że w tym teraz jestem. Bo to jest chaos. Milion myśli, niepoukładanych, dobrych i złych, takich sobie i całkowicie zepsutych, nudnych i leniwych. Bo to samotność. Brak ludzi, brak czegokolwiek, brak śmiechu, uśmiechu, cokolwiek mogłoby dać mi radość. Jakbyście odeszli, choć wiem ,że jesteście. I właściwie po co ciągle myśleć ,że wrócicie jakbyście byli?
|
|
|
|