 |
Książe z Bajki, Miły Mój!
Widziałam dzisiaj prawdziwą wiejską zadymę.
Mówią
Ci, ale było. Jednego żałuję: że to nie Ty się o mnie
biłeś.
|
|
 |
Miłosna nalewka! Zaraz,
natychmiast
jest jej potrzebna miłosna nalewka, bo
czuła, że
nadal zauroczona jest nie w tym facecie, co potrzeba!
— Chodź! — Pociągnęła Łukasza za sobą i pognała
do
Chatki, gdzie pod płotem grzecznie czekała czarna
klacz.
Ku jej rozpaczy nalewki nie było. Jakaś cholera
ukradła
butelkę z urocznym winem i teraz zapewne
zakochiwała się
w pierwszej istocie, którą napotkała na swej drodze.
— Oby to koza była, złodzieju parszywy! — rzuciła
zrozpaczona w przestrzeń. Następna pełnia będzie
dopiero
za miesiąc, a jak sobie przypomniała rwanie nago
lubczyku
i wyciskanie purchli na ropusze...
|
|
 |
Odpoczywający przed całym dniem pracy rolnicy
siedzieli
sobie właśnie pod „PABEM", popijając zimne piwo,
gdy...
ręce dźwigające butelki zastygły w połowie drogi do
spragnionych
ust.
Przed nimi przemknął jak burza czarny demon, z
uczepioną
grzbietu zjawą okutaną w powiewające niczym
sztandar
prześcieradło. Mężczyźni wymienili zdumione
spojrzenia.
Demon i zjawa zniknęli w zagajniku. Po chwili
dobiegło
stamtąd przejmujące rżenie, a po następnej, tuż
przed oczyma
coraz bardziej zdziwionych poczekajczkan,
przemknął
tenże sam demon. I ta sama zjawa. Tym razem bez
prześcieradła.
Mężczyźni podejrzliwie popatrzyli na butelki.
Gdy po raz trzeci bestia zaczęła zbliżać się w ich
kierunku,
wstali powoli, gotowi umknąć do „PABU". Nie było
jednak
takiej potrzeby.
Klacz zaryła wszystkimi czterema nogami przed
samym
płotem i szarpnęła głową, ściągając amazonkę piętro
w dół.
|
|
 |
zwiała w kierunku na
Poczekajkę.
Urywający się telefon wyłączyła. Starając się
odegnać
wszelkie myśli, marzyła o jednym: zaszyć się w
swoim
pokoju i już nigdy z niego nie wyjść. Umrzeć
spokojnie,
nikogo więcej nie widząc. Może na serce? Albo jakiś
udar?
Ale nawet na taką śmierć, w cichości i zapomnieniu,
widać nie zasłużyła, bo gdy już dopełzła do drzwi,
okazało
się, że w jej własnym domu, przy jej własnym stole
oczekuje
nieproszony gość
|
|
 |
Drogi Książe z Bajki!
Podobno jesteś coraz bliżej, ale Ty to nie Ty. Tb
znaczy
Łukasz to nie Ty. Jeżeli on to nie Ty, to nie wtem. kto
bardziej może być Tobą. Wiem jedno: nigdy więcej
nie
będę pytała papieru toaletowego o cokolwiek.
|
|
 |
śladów może i kiedyś nie będzie, ale boli
kurew...
jak skurczybyk.
|
|
 |
Może
te pięćdziesiąt stopni w cieniu osłabiło jej czujność?
Może
jej instynkt samozachowawczy poszedł właśnie na
lunch,
a wyrobione odruchy zrobiły sobie przerwę na
papierosa?
Nie wiadomo
|
|
 |
Przebudzenia bywają bolesne.
|
|
 |
To, że mówił
głównie
o sobie, nie bardzo przejmując się nieśmiałymi
próbami
Gosinych zwierzeń, było nieco kłopotliwe — bądź
co
bądź, nawet najbardziej zakochana kobieta czasem
chce
pomówić zamiast posłuchać — ale Gosia na razie
mogła
słuchać bez końca.
|
|
 |
Uśmiechnął się z
uroczą autoironią,
a ona pomyślała, że za sam ten uśmiech
poszłaby za
nim do nieba. Albo nawet i do piekła. Dokądkolwiek.
|
|
 |
— Pa... Pa... — Moja droga, tylko na tyle cię stać?!
Masz przed sobą mężczyznę twych marzeń i nawet
konwersacji
na jako takim poziomie poprowadzić nie
umiesz?!
Wstydź się, dziewczyno, wstydź! Jednak nie umiała.
— Papa! — pomachała nieznajomemu tuż przed
nosem
|
|
 |
Przez głowę właścicielki przelatywały natomiast
następujące
myśli: ***!!! ***!!! ***!!! Mówiłam, że tak się to
skończy!!!
|
|
|
|