 |
|
Dwa miesiące chwiania się na wietrze rozbujanych uczuć, dwa miesiące szukania powodów, dla których warto a nie tylko trzeba. Patrzę przez szybę na rozwiany świat a we mnie w końcu spokój, błyski prawdziwej nadziei na horyzoncie myśli. Patrzę w dobrą stronę i stawiam krok a cała przeszłość nagle zostaje za mną jak kurz, nieistotny, blachy, a jednak wgniatał w ziemię. Teraz stopa za stopą odbijam się od całej planety idąc tam gdzie chcę.
|
|
 |
|
I znowu piję na tarasie. Ciału jest tak dobrze, chłonie spokój przyrodya dusza błąka się gdzieś, szuka, zatacza od żalu. Siedzę i piję, bez życia, bez myśli, bez uśmiechów, choć cholernie tu pięknie.
|
|
 |
|
Jestem zbieraczem radosnych chwil. Może ty też. Otworzyłem szerzej oczy i tak wiele ich tu obok. A w umyśle to upiorne pragnienie pożeracza, chcę więcej. Rozkłada cień na wszystko co błyszczy szczeciem, wmawia, że dopiero gdy zdobędziemy słońce nie zabraknie nam blasków.
|
|
 |
|
Czasem myślę, że niszczę swoje życie, czasem czuję że muszę się wyrwać aby odszukać życie.
|
|
 |
|
Czasem jest tak cudownie, że brakuje mi tylko Ciebie. Ten widok, ten zapach, ten śpiew, ten brak, który sprawia, że ciągle czegoś szukam za tym wszystkim.
|
|
 |
|
Promienie dnia, nowe promienie, dotykają mnie jak Twoje słowa, kołdra jest tak ciepła, chciałbym ją rzucić aby poczuć jak dziś ciepło, jak wypełniasz mi dzień niespodzianką swojego przywitania. Jesteś tu brwdziej niż lato, niż czerwiec. Oczy jaśniejsze niż niebo, myśli rozproszone jak chmury, radość w blaskach poranka, choć to tylko myśli jaśnieją tak naprawdę.
|
|
 |
|
Znowu Ty, moje słowa, pisałem prawdę, nie potrafię, tak brak mi Twoich słów. każdy kolejny krok i plan jest bez znaczenia, powiedz mi część i poczuje że uśmiech jest prawdziwy, że każdy ruch ciała jest tańcem, życie obrazem który ma Cię zachwycić.
|
|
 |
|
A gdyby spotkać tak dziwną osobę którs idzie przez las jak ja, tańczy ciesząc się zapachem lasu i błądzi myślami aż nie starcza ich na rozsądek.
|
|
 |
|
Pustka, gdzieś między sukcesami, doskwiera jak cholerna drzazga w stopie, nie sposób skakać z radości, żadnej radości. Idę wszędzie gdzie jestem wspaniały i cięgle boli, i na co mi starania aby być doskonały. Myślałem, że wypełnisz wszystkie czarne dziury, że nigdy nie spojrzę na horyzont szukając ratunku. Śniłem dziś, że szczęście jest możliwe ale otwierając oczy wiedziałem już że to tylko chwile.
|
|
 |
|
Wszytko potoczyło się nie w tę stronę, już nie pamiętam kiedy, już nie wiem ile razy i co było moją winą a co zbiegiem zdarzeń przeciw mojej drodze. Taki jestem, że idę najlepiej jak potrafię ścieżką która nie jest dla mnie, tak mam, że biegnę nią ciągle oglądając się na krainy za horyzontem. Kręci mi się w głowie od tego jak bardzo dobrze robię to czego nigdy nie chciałem, jak jestem dobrym wrogiem samego siebie.
|
|
 |
|
Życie jak film, jak plan, jak aktor robię wszytko zgodnie ze scenariuszem, uśmiechasz się, czasami, czasami wierzysz, ufasz że nie jesteśmy na scenie. A w głowie to czego chcemy, tak daleko, tak odbiegło, nie można już prawie dogonić tego czym jesteśmy, gdzie chcemy być, tylko przed snem czując powiew wolności, życia które utraciliśmy dla poprawnych decyzji. Lubię zasypiać, lubię być tam gdzie uśmiecham się na prawdę.
|
|
 |
|
Nie patrz na mnie, nie uśmiechaj się, jestem w klatce, nie mogę Cię dosięgnąć, nie potrafię przebić się przez pręty zobowiązań, chyba że podejdziesz blisko, dotknę wyciągjąc rękę, choć, bliżej, niech zetkną się nasze usta, jakby nie było żadnej klatki, żadnego świata
|
|
|
|