Myślę sobie Z kim ja się do cholery zadaje? I chociaż w tym momencie wiem że moja przyjaciółka popełniła największy błąd w swoim życiu. To i ja dobrze wiem że na jej m
Myślę sobie "Z kim ja się do cholery zadaje?" I chociaż w tym momencie wiem że moja przyjaciółka popełniła największy błąd w swoim życiu. To i ja dobrze wiem, że na jej miejscu pewnie nie postąpiła bym lepiej, może i nawet gorzej? Dlatego właśnie ją kocham, mimo jej wszelkich wad, bo przecież nie każdy jest ideałem.
Nienawidzę zaciętej walki serca i rozumu w moim ciele. Serce krzyczy, wymaga, dopomina się, działa pochopnie. Rozum wszystko później dokładnie przemyśli i dochodzi do wniosku że cała moja osoba jest naprawdę w chujowym etapie. Jak zwykle muszę kierować się sercem, chociaż nie zawsze dobrze się to kończy.
Już dawno, rzeczywistość obnażyła się przede mną swoim cierpieniem. Nie dała mi żadnej ulgi, ani zniżki, wjebała się do mojego życia drzwiami i oknami.
I znów wpuszczam do płuc kolejną dawkę nikotyny. I tak przyznam szczerze że to Twoja wina, nikt inny nie wyprowadził mnie z równowagi równie mocno jak Ty.
Może zbyt dużo szczęścia w jednej sekundzie sprawia, że później pierdoli Ci się pół życia? Może to że przez chwilę jesteś tak szczęśliwy, że masz ochotę wznieść się wysoko ponad wszystko i nie myśleć już o niczym, tylko zatracić się w swojej radości i euforii sprawia że później, życie musi dokopać Ci dwa razy mocniej. Ale ja nie przejmuję się tym, biorę życie takim jakim jest, każdą szczęśliwą chwilę chcę wykorzystać maksymalnie, żeby po porażce móc wstać z większą siłą i gotowością do działania.
Miał rację, boję się. Cząstka mnie chce dopuścić go bliżej, ale buduje wokół siebie mur. Nie rozumiem dlaczego? Najbardziej uderza mnie w Nim to, że mimo tego co przeszedł, wciąż patrzy na życie w najprostszy sposób. Nigdy nie miałam takiej wiary, smutno mi że tacy ludzie jak On, którzy stracili wszystko nadal są otwarci na miłość, a ja mająca tak wiele nie umiem tego docenić.
Najgorsze są te chwile, gdy wiesz że bliska osoba cierpi a Ty nie możesz zrobić nic. Ogarnia Cie ta pierdolona bezradność i nawet już na głupie "wszystko będzie dobrze" Cię nie stać, bo wiesz że to nie pomoże.
Strugi deszczu spływały po moim już przemoczonym ciele. W głowie kłębiło się sto tysięcy różnych myśli. Zamknęłam oczy czując zimny powiew wiatru na swojej skórze. Kolejny raz życie obrało mi inne zakończenie. Poczułam znajome ciepło na swoich ramionach, odwróciłam się z nadzieją, ale przede mną nikogo nie było, tylko ciemność. Odszedłeś, a ja głupia miałam nadal nadzieję że tak jak kiedyś razem staliśmy w deszczu, Ty znów mnie przytulisz i powiesz że będziesz ze mną na zawsze.
Przed oczami cały czas mam Twój obraz. Słodki uśmiech kiedy patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Zawsze zastanawiałam się co wtedy myślałeś. Kiedy znienacka dostawałam od Ciebie buziaka, a potem udawałeś że to nie Ty. Kiedy stałeś z kwiatami po drugiej stronie ulicy udając że w ogóle się nie znamy. Kiedy leżałeś bez ruchu na jezdni cały we krwi... Dlaczego? To pytanie nasuwa mi się do głowy każdego wieczoru kiedy przypominam sobie Ciebie, to jacy razem byliśmy szczęśliwi. Może tego wieczoru kiedy byłam na Ciebie taka wkurzona nic by się nie stało? Gdybym wpuściła Cię do domu i pozwoliła zostać? Każdego wieczoru zwijam się na łóżku z bólu w klatce piersiowej i dusze w sobie łzy z tęsknoty za Tobą, Twoimi pocałunkami. Boże, dlaczego On?