 |
chodziła na długie spacery. bez celu. sama nie wiedziała po co. potrafiła godzinami wsłuchiwać się w fale, umiała zasnąć na łące, kochała biegać, gdy towarzyszył jej wiatr. nikt jej nie rozumiał, ale nie przejmowała się tym. najzwyczajniej w świecie, wybrała samotność.
|
|
 |
zastanawia mnie co czuje gdy mija mnie na ulicy, gdy nasze oczy spotykają się na te kilka krótkich sekund. zastanawia mnie czy czasem o mnie myśli, jak i czy w ogóle wypowiada się na mój temat. zastanawia mnie czy żałuje, że to wszystko co było między nami, miało miejsce czy może wręcz przeciwnie, żałuje że to się skończyło. zastanawia mnie jaki ma do mnie stosunek i kim tak właściwie dla niego byłam.
|
|
 |
nie mów mi, że rozumiesz, bo to nie twoje serce rozrywało się na tysiące kawałków, to nie twoje wspomnienia spływały po policzkach i to nie ty tak cholernie przywiązujesz się do ludzi.
|
|
 |
Nie ucieknę przed prawdą. Dogoni mnie choćby przed snem i zadźga kiedy będę leżał w łóżku, w pułapce ciemności, kiedy rozbiorę się z kłamstw, odłożę głupie nadzieje, zupełnie bezbronny, bez ochronnych zaklęć, skleconych z pustych frazesów motywacyjnych. Chciałbym umrzeć szybko ale prawda porozcina mi żyły, pokłuje tors i będzie patrzeć jak wiję się z boku na bok, szukając ulgi w snach, na konwulsje rozpaczy gdy nie znajdę ucieczki. Będzie siedziała nade mną aż wycisnę ostanie łzy i przyznam jej rację. A potem odejdzie zostawiając martwe oczy wpatrzone w mrok albo mrok wpatrzony przez oczy.
|
|
 |
po raz pierwszy mam ochotę wziąć jakiś mocny klej i bez pytania przykleić się do niego. złączyć swoją dłoń splatając nasze palce, przycisnąć się do jego klatki piersiowej. spoić nas w jedną całość, której nikt nie będzie potrafił rozdzielić. jestem desperatką, bo chciałabym mieć go teraz przy sobie, w tej chwili i na każdy inny moment jaki będzie dane mi przeżyć. boję się. cholernie się boję, że kiedyś go stracę.
|
|
 |
niektóre wydarzenia sprawiają, że tracę wiarę w siebie. na czole pojawia się niedobór magnezu, policzki przestają być rumiane, najlepsza piosenka wieje kiczem. zamykam się wtedy najczęściej w łazience. odkręcam wodę i tępo patrzę w zalatujący chlorem wir. pralka przypomina trochę moją głowę. moje dwa tysiące durnych pomysłów, dwa tysiące chwil smutku, dwa tysiące banalnych gestów czułości, które tak dobrze pamiętam. siedząc i machając nogami marzę o końcu świata. o czymś, co sprawi, że tępy wir zamieni się w szczęście.
|
|
 |
wszystko przyjdzie z czasem, zdobędziemy to, co powinno być nasze.
|
|
 |
przysięgam, że już teraz skoczyłabym z tego cholernego dziesiątego piętra. skoczyłabym, gdyby tylko ktoś mi obiecał, że zobaczę twój wyraz twarzy i wrzący z ciebie żal, kiedy dowiesz się o mojej śmierci.
|
|
 |
a potem, dużo później zostaniesz sama, z dziurą jak po kuli. i możesz wlać w tą dziurę dużo, bardzo dużo. mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz.
|
|
 |
Dlaczego to sobie robimy, dlaczego nie potrafimy odpuścić? Zamiast w końcu się pożegnać wpadamy sobie w ramiona, jesteśmy przez chwilę bliżej niż kiedykolwiek i oddalamy się od rozsądku. Czujemy jeszcze więcej aby bolało jeszcze bardziej.
|
|
 |
dlaczego zawsze, gdy usłyszę twoje imię, nie umiem nie zwrócić na nie uwagi, nie umiem "przejść" obok niego obojętnie, nie umiem uodpornić się na tych parę liter. zawsze muszę zatrzymać się na momencie, w którym wszystkie wspomnienia przelatują mi przez głowę, a serce krzyczy: "przecież to ten, którego tak bardzo kochasz".
|
|
 |
- co to znaczy, gdy chłopak cię przytuli? - wytarł się o ciebie.
|
|
|
|