 |
Ludzie umierają, popadają w nałogi, tracą rozum... Tobie i mi, wyrwano serce, ale to i tak nic... Przecież nikt nie zrozumie...
|
|
 |
Czuję się wypalona. Innym radzę, a sama sobie pomóc nie potrafię.
|
|
 |
Super! No pięknie! Jutro koniec świata, a ja podejdę do niego i wygarnę mu całą prawdę prosto w twarz! Bo skoro i tak mamy zginąć, to niech lepiej wie- ile dla mnie znaczył! XD
|
|
 |
Tak ciężko jest mi przestać się do niego uśmiechać...
|
|
 |
Pozwólcie człowiekowi zakochanemu, cierpieć w samotności.
|
|
 |
Zawsze kiedy łapał mnie za rękę, robiło mi się słabo... Uwielbiałam jego dotyk... Był delikatny, a jednocześnie zaborczy- jak gdyby mówił: nikomu cię nie oddam. Dzięki niemu, pozbyłam się tego natręctwa... Zaufałam ludziom. No, przynajmniej temu jednemu.
|
|
 |
I nad samotnym talerzem, po raz kolejny wylała łzy... Pusty żołądek podszedł do gardła, a oczy niemal wyszły na wierzch. Ból był nie do wytrzymania... Cierpienie fizyczne łagodziła lekami, które już od dawna dzięki recepcie mogła wykupić w aptece. Psychiatra zlitował się nad nią, chcąc ofiarować jej choć chwilę złudnego bezpieczeństwa. Ale sumienia nie dało oszukać się uzależniającą substancją... Nie! Tu potrzeba było czegoś więcej... Jakiegoś poświęcenia, wykazania się odwagą i wiarą... Wtedy po raz pierwszy pomyślała o rurach w łazience, a widmo pętli zaciskającej się na szyi, było coraz bliżej.
|
|
 |
Już dawno wprowadziłam do swojej głowy konia trojańskiego, który dzień po dniu, coraz bardziej wykańcza zmarnowane ciało i wycieńczoną psychikę. Jak przetrzymać ten obłęd?
|
|
 |
I nie rozumiem dlaczego, dałam się wpakować w to gówno. Z jednej strony zawsze wiedziałam, co powinnam zrobić a mimo to, w chwili wyboru, postąpiłam zupełnie inaczej. Każdej nocy przed zaśnięciem, powtarzałam sobie- że nigdy więcej nie dam mu się poniżyć... Że nigdy więcej nie pozwolę mu się uderzyć. A mimo to, za każdym razem odchodzę z płaczem, by po zaledwie kilku dniach uwierzyć w to puste przepraszam i od początku przeżywać cały ten horror.
|
|
 |
-To moja wina...- Załkałam, padając na kolana. -O czym ty mówisz? Mogę oskarżyć cię o wiele łez, nie przespanych nocy i w złości wykrzyczanych słów. Mogę powiedzieć, że jesteś najbardziej zarozumiałą, egoistyczną i dumną osobą, jaką znam, ale mimo wszystko kocham cię z całego serca i wiem, że ty również to czujesz. Ale nigdy... Powtarzam! Przenigdy nie powiedziałem, że to, co się ze mną dzieje, jest twoją winą, rozumiesz? Sam się w to wpakowałem, ale wierzę że pomożesz mi z tego wyjść, bo zawsze mi pomagałaś, a kiedy cię potrzebowałem- byłaś blisko. Tylko na tobie mogę polegać...
|
|
 |
Chciałabym ocalić choć najmniejszą cząstkę dawnego ciebie, ukochany... Ten fragment, którego nie pochłonęła flegmatyczna rzeczywistość... Której nie rozszarpali ludzie... Nie rozdarli fani...
|
|
|
|