 |
wiem, że mam gdzieś w samym środku serca ogromną, wciąż krwawiącą i otwartą ranę, taką nie do zaszycia. rysę, która stała się częścią mnie i będzie mi towarzyszyć już do końca, niszcząc wszystko, co zaistnieje w moim świecie. żyję, postrzegając wszystko przez pryzmat mrocznej przeszłości, zranionej duszy. duszy nie da się wyleczyć.
|
|
 |
coś, co było ważne kiedyś, z czasem pokazuje, że nie straciło swojej wartości, a jeśli straciło, znaczy, że tak naprawdę nie było istotne nigdy.
|
|
 |
i tyle nocy spędzonych na patrzeniu w gwiazdy, i tyle dni, które mijały zlewając się w jeden długi, niekończący się tunel tęsknoty, podczas myślenia o tobie. i tyle godzin rozmów ze śmiercią w cztery oczy, tyle łez zagubionych gdzieś w strugach deszczu, nie zauważonych, ale nie zapomnianych, drążących w sercu coraz to głębszą ranę nie do zaszycia. wyrysowane uczucia w sercu, z czasem na ramionach, nadgarstkach. a wszystko po to, by uświadomić sobie, że są jednak takie osoby, których nikt i nic nigdy nie zastąpi.
|
|
 |
to tak, jakbyś nigdy nie tęsknił za kimś z myślą, że ta osoba może już nigdy się nie zjawić, nie wrócić. że odeszła na zawsze, że możesz już nigdy więcej jej nie spotkać, nie zobaczyć, albo co gorsza, widzieć codziennie, lecz nigdy nie dotknąć, nie spojrzeć w oczy, nie porozmawiać, że może już nigdy się do ciebie nie uśmiechnąć.
|
|
 |
|
Znam 3 języki, mój Twój i polski.
|
|
 |
nie płacz, on nie lubi, jak płaczesz.
|
|
 |
w Twoich oczach jest coś, co należy do mnie | net
|
|
 |
czekałam, każdego wieczoru czekałam na Ciebie tak samo, jak dziś. siedząc i dłubiąc sobie nożem w sercu lub ewentualnie nadgarstku, piłam gorzką kawę, albo zieloną herbatę, rozkoszując się jej smakiem i czując, jak powoli drętwieją mi palce, z bólu, z żalu, jak upadam, gnieciona ciężarem psychiki, a ciało mi drży, wołając bezradnie o jedzenie, o sen, o trochę ciepła. tęsknota zabija, długo, boleśnie, bez podstępów, bez uśpienia świadomości. morduje powoli, byś ty doskonale zdawał sobie sprawę, co się dzieje i musiał na to wszystko patrzyć, nie mogąc ominąć żadnego z oddechów śmierci, które wciąż czujesz na karku.
|
|
 |
pogaszę wszystkie światła, powyłączam z prądu głośniki. chcę wiedzieć tylko ciemność i nic nie słyszeć, chcę znaleźć się mentalnie w moim sercu. gdzie jest tak zimno, głucho, mroczno.
|
|
 |
jestem tutaj i wiem, co czujesz przytulając mnie mocno, zamykasz oczy. ja też nie chcę wiedzieć, co będzie dalej, za dziesięć lat, za rok, za miesiąc, jutro. nie muszę. łapię każdy uśmiech, każde spojrzenie, oddech. chcę zostać na zawsze, niczego nie muszę już szukać, na nic czekać i wiem, że czujesz dokładnie to samo.
|
|
 |
nieświadomy wzrok i głuchy uśmiech, nie wiem, kim jest, to obce odbicie w lustrze.
|
|
 |
ślady rozlanego wina, krok za krokiem, tak nieostrożnie je niosłam. tracę czasem równowagę, chwieję się, potykam. lecz staram się mimo wszystko iść, jak na razie, wciąż naprzód. wstawać i walczyć, dopóki mam siły, dopóki mam ochotę, dopóki mogę. któregoś dnia tego wszystkiego zabraknie. tak łatwo mnie z równowagi wyprowadzić.
upadnę, nie podniosę się, nie wstanę. koniec.
|
|
|
|