|
Najwidoczniej moja socjalizacja nie przebiegła pomyślnie. Nie jestem tylko empatyczna,czuła,pasywna i ufna. Potrafię okazywać złość,agresję,pewność siebie. Jestem często apodyktyczna,chcę dominować i nie znoszę sprzeciwu. Moja natura jest bardzo zmienna. Nie istnieje tylko jedno oblicze,którym mogę się szczycić. Nie wiem,która JA to ta odpowiednia. Która JA to ta,którą powinnam się kierować. Nie umiem się ustosunkować do jednej pozycji,do jednej osobowości. Jestem nieprzewidywalna. Mój charakter okazuje się zgubny,nie do zrozumienia. To wyjaśnia,dlaczego mam tylko wrogów albo tylko przyjaciół. Mam świadomość,że jestem trudną osobą. Jednak są osoby,które potrafią rozgryść moje humorki,które potrafią dać upust moim emocjom i sprowadzić mnie do rzeczywistości. Te osoby cenie.
|
|
|
Napiętą sytuację daje się wyczuć za każdym razem,gdy wchodzi się do tego domu. Domu,który powinien być oazą spokoju,miejscem,gdzie codziennie chce się wracać. Tym samym ja staram się z niego uciec. Od problemów,które się w nim kryją,od kłótni,krzyków. Nie mam na tyle sił,by bronić siebie i mamę przed atakami despoty. Przerasta mnie to. Czy takie powinno być moje zadanie? Czy tak powinno to wszystko wyglądać? Chęć zapadnięcia się pod ziemię jest kusicielska. Ale wiem,że nie mogę tego zrobić. Nie mogę zostawić mamy z wszystkimi kłopotami samej. Muszę dzielnie trwać,osłaniając ją własnym ciałem.
|
|
|
Śpi,a usta ma delikatnie uchylone. Do połowy jest osłonięty kołdrą. Jego dłoń swobodnie spoczywa na moim udzie. Miarowy oddech koi moje uszy. Mogę się wpatrywać w Niego godzinami, wspominając wspólnie spędzone chwile. Uśmiecham się, delikatnie muskając palcem Jego policzek. Uwielbiam Go. Ponad wszystkie kłótnie, sprzeczki, niedomówienia- Uwielbiam Go! Jest tym, który potrafi sprawić, że zapłakane oczy ponownie zaczynają się uśmiechać. Jest tym, który bez okazji przynosi mi chupa chups'a, tabliczkę ulubionej czekolady czy żelki, by zadowolić mnie drobną słodkością. Wie, że to lubię. A ja doceniam każdy Jego gest. Każdy przejaw miłości.
|
|
|
Był moim autorytetem,gdy siadałam mu na kolanach,a on z delikatne rozczesywał mi włosy. Był moim idolem,gdy łapał wielkie ryby na wędkę. Wypatrując go w oknie mówiłam do mamy "mamusiu,mój mąż będzie taki jak twój. Będzie dzielnie pracował,będzie łowić duże ryby i grać w piłkę". Mama tylko się uśmiechała. Teraz wiem dlaczego. Teraz żałuję moich słów z dzieciństwa. Teraz wiem,że życie mamy nie jest tak kolorowe,jak wydawało mi się kilka lat temu. Już nie chcę mieć takiego męża. Za wszelką cenę będę bronić się przed taką przyszłością. Przed powtórzeniem horroru moim dzieciom.
|
|
|
Każdego dnia uczę się żyć tak, jakby Ciebie nigdy nie było. Toczę walkę z myślami, z uderzeniami serca, z oddechem. Buduję wokół nich mur niepamięci. Czasami łapię się na tym, że bezwiednie, w chwilach zamyśleń piszę na kartce: "Ciebie nie było", "Ciebie nie było", "Ciebie nie było"... Patrzę potem na kartki zasypane drobnym piaskiem tych trzech słów. A gdy przychodzi wieczór...z ciemności i pustki mego domu materializuje się zapach Twoich włosów, dłoń gładząca mój policzek - delikatnie i czule, zarys bioder i ud, które szkicowałem każdym dotykiem ust, Twój uśmiech (ten smutniejszy), szyja wygięta w łuk w chwili, gdy niebo spadało nam na głowy. I cały dzień trafia szlag! I mimo że jutro pierwszą minutę dnia zacznę od uczenia się Twego "nie-bycia", żyję po to, by nadchodziły kolejne wieczory.
|
|
|
Doskonale pamiętam jego brązowe oczy,rysy twarzy,blizny na ciele,o których opowiadał mi długie historie. Pamiętam dotyk jego dłoni,delikatne usta i łagodny ton. Ale dlaczego o tym wspominam? Ponieważ pierwszy raz tej nocy,od długich miesięcy, przyśnił mi się. Wyglądał dokładnie tak,jak w dniu naszego rozstania. Tylko tym razem to nie ja płakałam. Tym razem to ja odeszłam,zostawiając jego ramiona puste.
|
|
|
W czasie ostatnich dni upadłam na kolana. I tak pozostaje. Czekam na okazję aż urosnę, aż zdobędę tyle sił,by powstać by wrócić do łask i pokazać,na co mnie stać. Na razie moje troski rosną i rosną. Życie daje mi w kość,los mnie nie rozpieszcza. Ale dam radę! Nie poddam się! Nie jestem w cale taka słaba. A łzy? Nie wstydzę się ich. Nie są oznaką słabości. Przecieram je z dumą. Z zadowoleniem,że mimo wszystkiego,co mnie spotkało,nadal walczę.
|
|
|
TRZY LATA RAZEM! NA ZAWSZE! KOCHAM CIĘ!
|
|
|
"Zależy mi na niej, cholera. A wiesz co to znaczy, przyjacielu? To znaczy, że ja jestem od niej uzależniony. Ale nie tak jak Ty od fajek. Ja jestem uzależniony od jej uśmiechu, który sam przywołuję na jej wargi. Od rozmów z nią, które ciągną się godzinami a dzięki którym ona staje się weselsza. Od jej radości, która jest dla mnie diablo ważna. Od bycia jej podporą, na której może się oprzeć, gdy opadnie z sił. Od bycia jej Aniołem Stróżem, który unosi ją w górę, kiedy upada na dno. Od patrzenia w jej oczy, roześmiane i pełne czegoś, czego nie jestem w stanie nazwać. Od jej obecności i ciepła, które mi daje.
Dlatego nie chcę jej stracić.
Bo mi na niej zależy, przyjacielu."
|
|
|
Dlaczego to ja mam być tą gorszą? Dlaczego ich złość,nienawiść,problemy kierowane są w moją stronę? Ludzie mają rację. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Ale zaraz.. nawet tego oni nie potrafią zrobić jak się należy. Nie zapomniałam krzywd,jakie mi kiedyś wyrządzili. Nie zapomniałam policzków,krzyków,wyzwisk. Ale nie rozumiem dlaczego zawiązali kolejną koalicję przeciw mnie. Nie rozumiem ich zachowania. Jestem z tym sama. Sama w wielkim świecie. Traktowana wśród nich jak zero.
|
|
|
Wróć do mnie, gdy noc przykryje mnie płaszczem gwiazd. Uśmiechem daj nadzieję, że jeszcze odnajdziemy to, co kiedyś połączyło nas na zawsze. Dotknij mego serca ciepłym słowem i gestem, które wywołują dreszcze tkanek mojego ciała. Zamknij mnie w swoich dłoniach i trzymaj by mieć mnie przy sobie w najciemniejszych zakamarkach życia. Bądź dzis. Jutro. Na zawsze. Nie mów, że nas już nie ma, przecież to nie prawda. Jesteśmy wciaż, tylko proszę uwierz w to i wróć./mr.lonely
|
|
|
Patrzyłam na jego chwiejną,oddalającą się sylwetkę. Zimny wiatr rozłożył rozpięty płaszcz,otulając ciało przenikliwym mrozem. Stojąc w świetle latarni wyobrażałam sobie,jak podbiegam do niego i rzucam się w ciepłe ramiona. Co mnie powstrzymywało? Duma? Złość? Chwilowa nienawiść? Otarłam policzki od łez wierzchem zmarzniętej dłoni,szeptając jego imię. Ciało drżało z zimna,ale nic nie mówiło mi,że trzeba ruszyć w dalszą drogę. Wypowiedziałam raz jeszcze ulubione imię. Tym razem na tyle głośno,by usłyszał.
|
|
|
|