 |
rozmawialiśmy a za oknem deszcz uderzał o parapet. siedzieliśmy na podłodze, dywan ratował nasze stopy przed odmrożeniem. rozmawialiśmy, bez jakichkolwiek uścisków czy pocałunków. atmosfera była tak poważna, że mogłabym porównywać ją z atmosferą żałobną. zero uśmiechów, zero pocałunków, zero spojrzeń w oczy. zwykła, rutynowa rozmowa. - co teraz z nami? - wydukał z siebie patrząc w podłogę. - nie potrafię.. kuba przepraszam. - rzuciłam szybko, chowając głowę w ramiona. - męczę cię? kim dla ciebie jestem? -powiedział, łapiąc mnie za łydkę. - nie mogę, nie chce.. nie wiem co się ze mną dzieje.. - powiedziałam, schylona ku podłodze. spojrzał na mnie zimnym wzrokiem, zatrzymał się na ustach. - nie rób tego! nie możemy... - przerwał mi pocałunkiem. tak mamo, miałaś rację, pocałunki są jak spójniki, łączą ludzi. / fasion
|
|
 |
uwielbiam jego zarost *-* , jego łysą głowę i duże brązowe oczka. uwielbiam to, że potrafi podnieść mnie ku górze za jedną nogę, albo budzić mnie łaskocząc po stopie. uwielbiam jego poglądy polityczne, i to, że nienawidzi plastikowych dziuń. uwielbiam w nim to, że jest stuprocentowym mężczyzną, a na jego rozporku rzadko widoczny jest napis ' stoprocent ' . uwielbiam jego uśmiechnięte oczy, i przemyślanie wypowiadane słowa. uwielbiam twoją miłość rano i wieczór, uwielbiam twoją nienawiść do mnie w południe. uwielbiam cię całego. / fasion
|
|
 |
nie będę za Tobą płakać. nie pobiegnę, gdy odejdziesz. nie będę namawiać, byś został. nie będę przeklinała. nie będę krzyczała - po prostu Cię znienawidzę - a to sto razy gorsze niż jakakolwiek zemsta. || kissmyshoes
|
|
 |
odciągał mnie od tego syfu, w jakim tkwiłam. zabierał mnie na boisko, nie na kolejne piwo, a na siatkówkę czy kosza. brał za rękę, i na kacu wyciągał na poranne bieganie, po to bym zroumiała jak bardzo tracę formę. wciągnął mnie w taniec, gdy zauważył, że coraz bardziej wciągałam się w to białe gówno. robił wszystko, by odciągnąć mnie od dna. zabierał na siłownię, woził po kraju, zasypiał przy mnie. do tej pory codziennie pyta czy biegałam, i czy aby napewno nie mam teraz piwa w ręce. podał mi dłoń, pomógł - i wiem, że wykorzystałam w stu procentach tą pomoc. i będę mu za to wdzięczna do końca życia, i jeszcze dłużej, bo wyciągnął mnie z tego bagna, bo uwierzył we mnie, gdy inni wątpili. || kissmyshoes
|
|
 |
przyszłam do niego. leżał na podłodze. - do cholery! kuba, nie rób sobie jaj! - krzyczałam, kopiąc jego ciało. nic nie mówił, tylko uśmiechał się jakby przez sen. - do cholery!, bo zaraz wyjdę! - rzuciłam w jego kierunku, odsunęłam się na bezpieczną odległość. - błogostan, kurwa, błogostan malutka! - wreszcie się obudził, mamrotał coś pod nosem, podczas gdy ja trzęsłam się ze strachu. - kurwa! wstawaj, nie rób tak więcej! rozumiesz? - krzyknęłam. w mgnieniu oka on stanął przy moim prawym ramieniu. - co maluszku? śmiesz mi rozkazywać? ni huja! żadna baba nie będzie mną rządzić.- łzy napłynęły mi do oczu. - nie takiego cię poznałam, puszczaj! - rzuciłam w jego stronę próbując wyrwać się z uścisku. - wyjdź, najlepiej teraz! zostaw mnie samego.. - beczał jak dziecko i usiadł na podłodze podkulając nóżki.. - dziecko z ciebie, kurwa, dziecko.. -w tamtym czasie dostałam w twarz, bo wtedy właśnie pierwszy raz odważył się mnie skrzywdzić. / fasion
|
|
 |
- kochanie.. - usłyszałam naciskając zieloną słuchawkę - kochaniee.. wcale nie idziesz dziś do szkoły, prawda? - dodał, gdy ja trzymałam rękę na ustach. - cześć czeeść , jakbyś zgadł, nie idę, bo przecież tam mnie nie potrzebują .. - zaczął się śmiać i słyszałam tylko jego oddech i radość w głosie - no to zapraszam, tu gdzie zawsze! - krzyknął do słuchawki. - tylkoo.. - zaczęłam stawiać opory,a on słyszał niepewność w moim głosie- taak maluszku? .. - yyhm.- rzuciłam szybko, zakładając spodnie w międzyczasie. - to za piętnaście minut, - powiedziałam, a on zakończył połączenie. następnie otrzymywałam esemesy co minutę, odliczał, pisał również, że jestem ósmym cudem świata./ uwielbiam te opuszczone poniedziałki i piątki :* / fasion
|
|
 |
uwielbiam jego oczy, usta, dłonie. uwielbiam jego język - nawet nie dlatego, że daje najcudowniejsze pocałunki na świecie *-*. uwielbiam jego język bo on potrafi wypowiedzieć te dwa cudowne słowa trzymając mnie w talii. :) uwielbiam jego ramiona i plecy, bo tylko przy nim czuję się bezpieczna. ubóstwiam jego dłonie - bo przez dotyk rozumiem go w każdej chwili - ale to właśnie jego dłoń poczułam na twarzy, gdy pierwszy raz odważył się mnie uderzyć. to z jego palcami zaplatają się moje w cudowne wieczory. :) to właśnie te dłonie sprawiły, że czuję się cholernie kobieca. :) :* Kubaaa
|
|
 |
bo ja po prostu potrzebuję takich ludzi - twardych, mocno stąpających po ziemi, zawziętych. potrzebuję przy sobie ludzi, których mogę być pewna - że gdy ja zaniemogę, wezmą mnie pod rękę i zaczną prowadzić, i podniosą, gdy upadnę, i kopną w dupę, gdy nie będę miała siły by walczyć. potrzebuję ich tak samo mocno jak tlenu i serca - dlatego tak strasznie o Nich dbam, i nigdy nie pozwolę ich skrzywdzić. bo są częścią mnie, są kimś, dzięki komu żyję. || kissmyshoes
|
|
 |
"czy jest na świecie chociaż jeden człowiek, który jest w stanie Cię okiełznać, głupia Żaklino?"- zapytał,idąc za mną na mieście, podczas gdy ja podskakwiałam sobie i śpiewałam. "jestem wolnym ptakiem, wal się" - krzyknęłam w Jego kierunku, popijając wódkę. "tak myślałem. to nieuleczalne"- powiedział, z załamaną miną, nadal idąc za mną, a jednocześnie udając,że mnie nie zna. || kissmyshoes
|
|
 |
"ej,a jakbyśmy byli małżeństwem?"-wyskoczyłam nagle do przyjaciela. popatrzył na mnie jak na idiotkę. "no to bym Cię zabił"-odpowiedział spokojnie. zakrztusiłam się aż herbatą, którą piłam, bo przygotowana byłam na inną, miłą ,odpowiedź. "dlaczego byś mnie zabił?"-zapytałam,zdziwiona. "bo Cię kocham, ale Cię nienawidzę. bo Cię uwielbiam, ale z chęcią czasami bym Ci nogi z dupy powyrywał. bo jesteś fajna, ale głupia, i wogóle bo masz na imię Żaklina i wyglądasz jak chodzący kotlet mielony" - spokojnie odpowiedział, zmieniając kanał w tv. patrzyłam na Niego z otwartą ze zdziwienia gębą. " Ty jesteś nienormalny" - wydukałam,skrzywiona. "o właśnie! zapomniałem jeszcze dodać, że właśnie też jesteś nienormalna" - powiedział, śmiejąc się, i wychodząc z pokoju, bo widział, że zaczynałam szykować się do uderzenia Go poduszką w ten głupi i pusty łeb. || kissmyshoes
|
|
 |
wkońcu,po tak długim okresie milczenia,zgodziłam się na spotkanie.gdy przyszłam,siedział na ławce z kwiatami.nagle mnie dostrzegł.wstał,podając mi kwiaty."daruj sobie,masz pięć munut"-powiedziałam,nie przyjmując bukietu."ale nie da się tego wszystkiego wyjaśnić w pięć minut"-powiedział smutno."wisi mi to.trzeba było nie odpierdalać,to byś się nie musiał tłumaczyć"-odburknęłam."Żaklina,daj mi tą ostatnią szansę"-wyskoczył nagle.zaśmiałam się."myślisz,że po to tu przyszłam?że chcę dać Ci szansę?pojebało Cię?"-wkurzyłam się."ale ja Cię kurwa kocham"-krzyknął."ale jak byś mnie kochał,nie kłamałbyś tak wiele razy"-powiedziałam spokojnie.patrzył mi w oczy,zastanawiając się nad czymś."to co,to już nie się znamy?nie ma Nas?"-zapytał."jakbyś zgadł"-powiedziałam,żegnając się uśmiechem i odchodząc."ale Żaklina.."-krzyknął. przerwałam mu."za późno na 'ale'"-powiedziałam,odwracając się jeszcze na chwilę w Jego kierunku,i spoglądając w Jego oczy-zapewne już ostatni raz w życiu.||kissmyshoes
|
|
|
|