przyszłam do niego. leżał na podłodze. - do cholery! kuba, nie rób sobie jaj! - krzyczałam, kopiąc jego ciało. nic nie mówił, tylko uśmiechał się jakby przez sen. - do cholery!, bo zaraz wyjdę! - rzuciłam w jego kierunku, odsunęłam się na bezpieczną odległość. - błogostan, kurwa, błogostan malutka! - wreszcie się obudził, mamrotał coś pod nosem, podczas gdy ja trzęsłam się ze strachu. - kurwa! wstawaj, nie rób tak więcej! rozumiesz? - krzyknęłam. w mgnieniu oka on stanął przy moim prawym ramieniu. - co maluszku? śmiesz mi rozkazywać? ni huja! żadna baba nie będzie mną rządzić.- łzy napłynęły mi do oczu. - nie takiego cię poznałam, puszczaj! - rzuciłam w jego stronę próbując wyrwać się z uścisku. - wyjdź, najlepiej teraz! zostaw mnie samego.. - beczał jak dziecko i usiadł na podłodze podkulając nóżki.. - dziecko z ciebie, kurwa, dziecko.. -w tamtym czasie dostałam w twarz, bo wtedy właśnie pierwszy raz odważył się mnie skrzywdzić. / fasion
|