 |
żałuję, że pozwoliłam ci odejść, a jednocześnie cieszę się, że cię przy sobie nie zatrzymałam. na pewno lepiej byłoby mi, gdybyś tutaj był, bo byłabym szczęśliwa, ale źle byłoby tej z którą teraz jesteś, bo to jej niesłusznie przyszłoby odgrywać rolę, która w tym życiu przypadła właśnie mi.
|
|
 |
idąc ulicą wciąż wyobrażam sobie setki sytuacji, w których mogłabym cię za chwilę spotkać. co powinnam powiedzieć, co zrobić, jak spojrzeć i jak bardzo udawać, że już o tobie zapomniałam. a gdy się już spotykamy, serce przyśpiesza, brakuje tchu i mimowolnie spuszczam głowę w dół. tak po prostu nie mogę powstrzymać się od szczerego uśmiechu, gdy cię widzę.
|
|
 |
zakładam swoją ulubioną bluzę i z włosami związanymi w niesforny kucyk, wychodzę przed dom, gdzie siadam opierając się o drzwi. na niebie znów goszczą błyskawice, które zatrzymują moje serce, by potem znów drastycznie je uruchomić w galop. jak zwykle, przed strasznym grzmotem, którego boję się bardziej niż ciemności, zatykam uszy odliczając ile kilometrów dzieli mnie od burzy. zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jesteś tuż obok. że obejmujesz mnie, a ja całkiem zapominając o otaczającej nas pogodzie, uśmiecham się czując twój gorący oddech na karku. wtedy jakby śmiejąc się ze mnie i z nadziei, która biję ode mnie na kilometr, przeszywa mnie na wskroś przerażający grzmot.
|
|
 |
te dłonie, z pomalowanymi na czarno paznokciami cholernie tęsknią za twoimi, wiesz?
|
|
 |
Gdybyś wiedziała jak rozbiłaś moje myśli, jak odarłaś ze spokoju ducha, jak zawładnęłaś mną tylko dlatego, że byłaś sobą. Nic nie powiem, nie podejdę zbyt blisko, nie chciałbym Cię zepsuć, niczego niszczyć, po prostu będę zazdrościł wszystkim w twoich miejscach.
|
|
 |
Jest dobrze, wszystko się ułożyło jak liście przy drodze po przejechaniu BMW. Spokojnie realizuję moje plany, zaczynam cieszyć się codziennością. Spotykam Ciebie, opromieniasz uśmiechem i spokojem, mógłbym słuchać Cię codziennie, obserwować z jaką delikatnością się poruszasz. Wyjeżdżasz. Wracam do moich osiągnięć, lecz radość odjechała z Tobą. Chciałbym aby Twój blask nigdy nie zbladł mi w duszy, abym pamiętał czego naprawdę mi brak.
|
|
 |
No weź, zrób coś szalonego jak moje oczekiwania niech przyśnie szyba prozy, śmiejmy się dopóki muzyka gra.
|
|
 |
A ty latasz mi po marzeniach jak chochlik, spren wiatru, siadasz na ramieniu w zwiewnych sukienkach, szepczesz do ucha historie i bogach. Dziś chodzę po ścianach i dalej nie wierzę w nasze spotkania, pokonałem potwory ale boję się, że stracę Cię w kolejnej burzy, opadniesz na ziemię jak suchy liść i zapomnę jak latać na zawsze. Przynajmniej będziesz ostatnim szczęścia wspomnieniem, pocałunkiem losu na pożegnanie. Zamykając oczy będziesz tańczyć w myślach chcianych i niechcianych, nie zostawisz nic bez swoich uśmiechów, czysta tęsknota.
|
|
 |
Co mogę poradzić, że to uderza we mnie znowu? Wbija ostrza w stare rany robiąc nowe komplikacje.
|
|
 |
Czasem muszę się napić, przyznaję, czasem muszę zatruć umysł który chce zbyt wiele, zatrzymać myśli, które przegoniły czas. Uśmiecham się, w końcu jest na to miejsce, w końcu nie muszę nic poza kolejnym łykiem marzeń.
|
|
 |
jakie to żałosne, nawet nie wiesz jaki ma kolor oczu, ale i tak uważasz, że jest boski.
|
|
 |
jedz sobie tą czekoladkę, szpieguj szuflady, wpij całą dużą nestea, dokuczaj mi, rób bałagan w mieszkaniu, gub kolczyki. możesz nawet używać mojej szczoteczki. tylko bądź.
|
|
|
|