 |
chciałabym, abyś był przy mnie cały czas. abyś zatrzymywał ten natłok myśli. wszedł do mojej głowy i z każdą falą smutku zatrzymywał ten pędzący pociąg, pod który się rzucam. łapał za rękę, za każdym razem gdy wyskakuje z mostu. odcinał sznurek, który wisi przy suficie. zabierał ostre narzędzia, gdy nie jestem w stanie znieść wewnętrznego bólu.
|
|
 |
wymiotuje nadmiarem rzeczywistości, który pierdoli mi w głowie, jak napaleniec tanią dziwkę.
|
|
 |
niebezpiecznie zaczyna się robić, kiedy po przebudzeniu brak Ci sił na uniesienie kącików ust. gdy nie możesz podnieść się z łóżka bo przeszywająca Twoje serce pustka, uniemożliwia Ci oddychanie. niebezpiecznie jest wtedy, gdy nie masz ochoty wychodzić z domu. do ludzi. gdy jedyne na co masz ochotę to siedzenie na parapecie czy spanie w pustej wannie. Twoimi jedynymi przyjaciółmi, są używki. tylko one trzymają Cię przy życiu. w końcu nadchodzi dzień, kiedy jest Ci obojętne to, że pijesz zimne kakao. nie widzisz sensu istnienia. jedyne co powstrzymuje Cię przed rzuceniem się pod pociąg to nadzieja. nadzieja na lepsze jutro. naiwnie łudzisz się, że budząc się kolejnego z pochmurnych poranków, Twoje serce zacznie intensywniej bić. wystuka rytm, szepcący 'nosek do góry, mała. od dzisiaj będziesz szczęśliwa'.
|
|
 |
chciałabym Ci tyle rzeczy powiedzieć, ale się cały czas powstrzymuje. bo albo stwierdzam, że nie mają sensu, albo stwierdzam że wyjdę przy tym na idiotkę.
|
|
 |
zadzwon do mnie za kilka lat, a ja wtedy opowiem Ci jak pozmieniałeś mój świat.
|
|
 |
stoi na dworze. zamyka oczy i mocno zaciska pięści, by powstrzymać się od płaczu. ale on jest silniejszy od niej. ta ciepła ciecz sama napływa jej do oczu. otwiera oczy, spogląda w dół. stoi nieruchomo. księżyc świeci jej prosto w oczy. stoi tak na moście samotnie i zastanawia się nad najważniejszym krokiem swojego życia.
|
|
 |
To niedorzeczne, że jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko.
|
|
 |
szła w deszczu na moście, na palcu kręcąc rewolwerem. szła i się uśmiechała. udawała, że wszystko jest w porządku, tak jak zawsze. ale tego wieczoru to nie był zwykły spacer. tym razem to miał być jej ostatni. stanęła na samym środku. spoważniała i spojrzała w dół. było bardzo wysoko i wiedziała, że jest to niebezpieczne. przesiąknięta od deszczu zaczęła tańczyć. kręcąc się śmiała się głośno. na tyle głośno, że ludzie przejeżdżający zaczęli zwracać na nią uwagę. zatrzymała się i zastanowiła. postanowiła zagrać w 'rosyjską ruletkę'. wzięła pistolet w dłoń, kręcąc magazynkiem przyłożyła broń do swojej skroni. nagle przycisk, ślepy strzał. samochody zaczęły się zatrzymywać, krzyczeć, że jest nienormalna. wtedy ona zrobiła dwa kroki w tył. poczuła, jak leci, rozbijając czaszkę o kamień. jej problemy się skończyły, jej zmartwienia. ona sama się skończyła.
|
|
 |
słucham komplementów, ale im nie wierzę. uśmiecham się w tłumie, ale płaczę w samotności.
|
|
 |
nienawidzę siebie. brzydzę się swoim ciałem. te fałdy, rozstępy, cellulit. podkrążone oczy od płaczu, obgryzione paznokcie ze stresu., czuję się jak karykatura człowieka. nie człowiek, a anty-człowiek.
|
|
 |
ten cały wewnętrzny ból rozrywa mnie od środka. chciałabym krzyczeć, ale odbiera mi mowę. nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić tego, jak się czuje, co czuję.
|
|
 |
stań, spójrz mi w oczy. powiedz co widzisz. nie kłam, że nic. czy rozumiesz ten ból? codzienny, który przeszywa mnie od środka? chyba nie. nie wiem czy w ogóle jesteś w stanie sobie go wyobrazić.
|
|
|
|