 |
Pielęgnuję w sobie coś z dziecka
Dziś karmią mnie żalem i goryczą, która nieprzyjemnie drażni moje gardło.
Łzy szkliste napływają do moich oczu.
Dławię się nimi, wypuszczając z pomiędzy ust ciche łkanie.
|
|
 |
Ból istnienia
Szydzą ze mnie
wytykają palcami
śmieją się gdy upadam.
Ale widzisz?
Oboje jesteśmy chorzy,
nasza choroba to 'inność'.
|
|
 |
Szarość
Za siedmioma blokami, gdzie nie dochodzi blasku świt,
a po kątach snują się czarne anioły z rogami-
w oknach słychać głuchy płacz dziecka.
Po cichu idę tam, dotykając palcami
obdrapanych murów,
kaleczę bose stopy
stąpając po drobnym szkle.
|
|
 |
Drżysz
Obsypię Cię brokatem, będziesz błyszczeć.
|
|
 |
Rozterka
I wtedy gdy oddałem Ci swój kawałek chleba,
umierałem z głodu i gdy nikt nie patrzył-
ssałem własne palce.
I wtedy gdy oddałem Ci dziurawe rękawiczki,
marzłem-ogrzewając stare dłonie nędznym oddechem.
I wtedy gdy oddałem Ci jedyne buty,
szedłem po skałach boso-
kalecząc stopy.
I wtedy gdy byłem-mogłem Cię kochać.
|
|
 |
Zmysłowość
Gdy usychałaś z rozkoszy, zaciskałaś uda.
Wzrok Twój nieobecny gdzieś,
zachodził mgłą.
Usta rozchylone ponętnie,
mieszały się z dużą ilością
niewerbalnych słów.
|
|
 |
Giniesz
Usychasz, dziecino.
|
|
 |
Martwe
Opuszczam wzrok,
roniąc pojedynczą łzę
I chowam się w odmęcie nicości,
maskując twarde grzechy.
Zmarszczki drapią moją twarz gromiąc skórę bruzdami.
Zaciskam dłonie, szarpiąc palcami wyblakłe ubranie.
Myślami zsuwam się w głąb ludzkiego bytu-
rozważam trudne pytanie
i brak na nie odpowiedzi.
Cisza trzaska moimi kośćmi,
raniąc głośno moją duszę.
Pryska wyimaginowany świat,
pryskasz ty i ja
-nie ma nas.
|
|
 |
Człowiek
Jak rogaty anioł wyjdź z niebiańskich piekieł.
Pochłoń martwo pląsających ludzi
i zaciągnij w srogą przestrzeń nietuzinkowej inności
i otwórz ich ślepe oczy,
niech patrzą,
niech widzą
co burzą i psują
potęgą swych obumarłych umysłów.
|
|
 |
Szpital
Otoczony białymi ścianami
i bezsilnym krzykiem chorych
przedzieram się przez mgłę sterylności
i ze spuszczoną głową idę tam,
by móc usiąść obok
i potrzymać Cię choć chwilę za rękę.
Twoje usta w paradoksalnym geście
unoszą się do góry, tworząc uśmiech.
Cierpisz! Ale dzielnie zaciskasz pięść,
nie pozwalając mi dostrzec Twojej ułomności,
bólu-który zabiera Ci życie.
-Z dedykacją tym, których straciłem. Tym, za którymi tęsknię. Przyjaciołom i wszystkim Wam.
|
|
 |
Przestała wołać
Nie słyszę tego krzyku już
Nie widzę tych obłąkanych oczu
Nie czuję zimnych dłoni
Nie smakuję spierzchniętych warg
|
|
 |
X
Po prostu tęsknię.
Tęsknię sobie po cichu za Tobą.
Tęsknię.
Po prostu.
|
|
|
|