Życie jest na tyle popieprzone, że jedyne co mam ochotę zrobić, to o poranku zacząć się śmiać z własnej bezsilności. No własnie. Śmiać czy może płakać? Bo co dadzą nam łzy? Ulgę? Ulgę, która na dobrą sprawę, nie trwa wiecznie? Poczucie, że "spłynęło" z nas wszystko to, co kumulowało się przez dni, tygodnie, miesiące? Nie. Prawda jest taka, że płacz nic nam nie da. A śmiech? Może sprawi, że poczujemy się lepiej. Może sprawi, że spojrzymy na nasze życie z zupełnie innej perspektywy i zaczniemy je brać mniej poważnie?
|