Dzisiaj usiadłam na schodach balkonu i nawet nie musiałam się starać, aby łzy popłynęły po moich policzkach. Po prostu, gdy spojrzałam w bezgwieździste niebo i zaczęłam wdychać do swoich płuc piekielnie świeże powietrze, poczułam ogromny żal. Żal do samej siebie. Chciałam się go jakoś pozbyć. Chociażby poprzez odpalenie papierosa i pozwoleniu, aby dym nikotynowy przemknął przez mój organizm lub dostarczeniu odrobiny alkoholu, aby poczuć się lepiej. Nie miałam pod ręką ani tego ani tego, ale zrozumiałam, że to w żaden sposób nie pomoże. Faktycznie...pozwoli mi na moment zapomnieć i wypłakać się za wszystkie czasy, ale co dalej? Co będzie następnym krokiem? Nie lepiej po prostu stawić czoła swoim problemom i pokazać losowi, że na coś nas stać? I że nie jesteśmy jednak tak beznadziejni jak uważał?
|