Czasem chce się poddać, chcę zakończyć coś co się nawet jeszcze dobrze nie zaczęło, ogarnia mnie bezsilność do jego uczuć, fala smutku tłumi głos serca i cichaczem spływają łzy po policzkach, myślę w tedy że nie dam rady, udowodnić mu że miłość jednak istnieje, i że chciałabym być jego "ideałem" w takich momentach pojawia się ona, na początku jest małą iskierką, potem wielkim ogniskiem, które rozpala całe moje ciało, tak jest to nadzieje, która mówi, ze może akurat to ja nią będę, to może ja wygram ten los na loterii w postaci jego serca. /pojebanezycie
|