|
sosicksosad.moblo.pl
drżącymi wciąż rękoma trzymałam ostatek jointa. na haju zawsze czułam się lepiej. nie myślałam wtedy o tobie o tym jak ranisz moją zmarnowaną duszę jak niszczysz mn
|
|
|
drżącymi wciąż rękoma trzymałam ostatek jointa. na haju zawsze czułam się lepiej. nie myślałam wtedy o tobie, o tym jak ranisz moją zmarnowaną duszę, jak niszczysz mnie wewnętrznie i zewnętrznie, brutalnie zadajesz kolejne ciosy, powodujące wymarcie mojego organizmu. brudne łzy spływają mi na moje nagie ciało. kolejny łyk Jacka Daniellsa, i mogę znów normalnie funkcjonować, zapomnieć o tobie, zapomnieć o nas, zapomnieć o rzeczywistości. na haju wszystko wydaje się łatwiejsze.
|
|
|
bezwładne ręce próbowały uchwycić moment, w którym pocałowałeś mnie po raz pierwszy, chciałam złapać to wspomnienie, które teraz ulatywało z mojej głowy, niczym dym papierosowy po każdym moim zaciągnięciu się. niemy krzyk wołał twoje imię z nadzieją, że usłyszysz moje wołanie i wrócisz, wyciągniesz dłoń i podniesiesz mnie, wyciągniesz ze szponów rozpaczy. miałam nadzieję, że krztusząc się łzami, usłyszysz mój skowyt i ten ból, rozdzierający mnie, dotrze do ciebie. chciałam, żebyś pamiętał, że byłam, że cierpię. i jeśli nie chciałeś wrócić, chciałam, żebyś cierpiał razem ze mną. nie dam ci zapomnieć.
|
|
|
boli mnie serce, tak bardzo, że czuję jakby ktoś wbijał w nie igły. to znów wspomnienia, które mnie dopadły. to one powodują, że moje serca umiera. to one sprawiają, że codziennie osuwam się po ścianie, w ręku trzymając już prawie skończoną butelkę Jacka Daniellsa. to one sprawiają, że z dnia na dzień staję się słabsza. właśnie te wspomniania które kiedyś myślałam, że są piękne, dziś są brututalne i codziennie zabijają mnie na nowo.
|
|
|
absurdalne marzenia są dla mnie stylem życia od dnia, kiedy mnie opuściłeś. od teraz odliczam sekundy biegnąc wciąż, z nadzieją, że kiedyś Cię dogonię.
|
|
|
trzęsąc się z zimna, umierając z tęsknoty, zastygając we własnych kroplach łez, w wannie wypełnionej krwią z mojego serca, zanurzona po samą szyję we wstydzie i poniżeniu przeżyłam dni pozbawione twojego zapachu.
|
|
|
nigdy nie umiałam przyznać się do błędu, nigdy nie umiałam wypowiedzieć najprostszego, a zarazem tak głebokiego słowa "przepraszam". byłam zawsze osobą, która unikała kontaktu z drugim człowiekiem, bałam się tego, że będę kiedyś niemiłosiernie cierpiała, że będę wylewać tony łez, miałam wrażenie, że jeśli ktoś mnie zrani, to żadna osoba nie będzie wstanie mnie odratować, że zagubię się we własnej świadomości, szukając odpowiedzi na wiele pytań. to mnie przerastało. do czasu. kiedyś to spotkałam pewną starą panią, która przysiadła się do mnie na ławce w parku, spojrzała mi w oczy i powiedziała: "nie bój się kochaniutka, musisz najpierw zasmakować cierpienia, a później możesz mówić, że jesteś naprawdę szczęśliwa".
|
|
|
połknęłam twoją duszę, zamknęłam ją szczelnie w swoim sercu, tym samym patrząc jak umierasz powoli tracąc zmysły. nie ukrywam - planowałam to od dawna. komiczne, a takie dramatyczne zakończenie życia. a teraz, proszę państwa, śmiech na sali. śmiejmy mu się w twarz, temu skurwielowi nie należy sie nic więcej.
|
|
|
zegar wybił już godzinę 23:00, a ona wciąż siedziała na parapecie wpatrując się w mrok panujący na jej ulicy. zawsze miała nadzieję, że wyłoni się z niej potwór o niebezpiecznie czarnych ślepiach, który porwie ją i pożre. miała zbyt wybujałą wyobraźnię. ale lubiła ją. to ona pozwala jej myśleć całymi dniami o tobie, wyobrażać wspólne spacery o zachodzie słońca, dojrzałe lata małżeństwa, wychowywania dzieci, lat, kiedy przychodzi starość i przesiadywanie na werandzie małego domku nad jeziorem. marzyła, bo to lubiła. była niczym Piotruś Pan w damskim wydaniu.
|
|
|
nie sztuką jest zaakceptować rzeczywistość, lecz nauczyć się w niej żyć nie mając pretensji do samego Boga.
|
|
|
nie uciekaj przed miłością, to zupełnie tak, jakbyś chował się przed własnym cieniem.
|
|
|
|