|
differenthanyou.moblo.pl
rozważając kolejne 'za' i 'przeciw' naszego rozstania stwierdzam że ewidentnie w ogólne nigdy nie powinniśmy ze sobą być. oczywiście stwierdzam to z logicznego i
|
|
|
rozważając kolejne 'za' i 'przeciw', naszego rozstania, stwierdzam, że ewidentnie w ogólne nigdy nie powinniśmy ze sobą być. oczywiście, stwierdzam to, z logicznego i rozsądnego punktu widzenia. a tak ogólnie, draniu, wróć do mnie.
|
|
|
chamska? ja? nie rozśmieszaj mnie. to nie ja wyzywam każdą od kurw, to nie ja robię każdej nadzieję. / kashiya
|
|
|
nie masz najmniejszego pojęcia, co może przynieść Ci jutro. żyjesz w chorej niepewności. możesz spodziewać się wszystkiego. w jednej chwili Twoje życie może rozsypać się na milion kawałków. zniszczyć się do stanu, w którym nie będzie dało się już go naprawić. tak mniej więcej wygląda bycie z Nim. nic na pewno. wszystko pod ogromnym znakiem zapytania.
|
|
|
- o boże.. - jęknęłam cicho, w środku lekcji chemii. - co jest? - zapytałeś, odrywając się od zadania. - no co? no nic! kocham Cię. - odparłam. westchnęłam ciężko, zanurzając się w kolejnym poleceniu.
|
|
|
lekcja religii. pompa jak zwykle. - a miał ksiądz dziewczynę? - zapytała jedna z koleżanek. zamknął oczy, wzdychając. - miałem. nawet byłem zaręczony. - odparł, a nas wszystkich wmurowało. każdemu przeszło przez myśl, że zginęła, czy coś. - ojej, przepraszam! nie chciałam poruszać tego smutnego tematu. - bezmyślnie rzuciła koleżanka. - smutnego? nie, nie. nie chodzi o to. chciałbym, żebyście coś zrozumieli.. wcześniej byłem normalnym chłopakiem, potem już mężczyzną. chodziłem na imprezy, piłem, rzucałem obelgami nawet w stronę kościoła. i jak każdy normalny człowiek, kochałem. - wyjaśnił, a my spojrzeliśmy na Niego z zupełnie innej strony. przestał być w naszych oczach tym 'gościem w sutannie', stał się taki jak wszyscy.
|
|
|
wychodziłam z szatni. rzucił się na kolegę z klasy, w przejściu. popchnął go na wieszaki, tym samym uderzając mnie dosyć mocno w brzuch. - sorry. - rzucił, nie patrząc komu to zrobił. doszedł do tamtego, bezbronnego w sumie, i położył mu rękę na gardle. - co, kurwa? uderzyć Cię teraz? - mówił miesząc go tym spojrzeniem, od którego przechodził dreszcze. - zostaw mnie. - prosił tamten. - dobra, ale zapamiętaj sobie, że na mnie się nie kabluje, frajerze. - mówił, przez zaciśnięte zęby. - jeszcze jedna taka akcja, a obiję Ci ryj, obiecuję. - patrzyłam na całą scenę, trzymając się za bolący brzuch. wtedy puścił tamtego, i wreszcie przeniósł wzrok na mnie. - jeszcze raz mnie uderzysz w brzuch, to ja obiję ryj Tobie, przyrzekam. - powiedziałam, zostawiając Go tam z zaskoczoną miną.
|
|
|
- kochasz mnie? - zapytała. cisza się przeciągała. z sekundy na sekundę ciążyła coraz bardziej. nerwowo zagryzał wargi, równocześnie zaciskając dłonie w pięści. zmagał się z tym, co wypadało powiedzieć, a z tym co było szczerą prawdą - tak Jej się wydawało. w końcu, uniósł wzrok i spojrzał w Jej powoli napełniające się łzami, oczy. - nie wiem. - odparł, łamiącym się tonem. - nigdy nie czułem, czegoś podobnego. nie wiem co.. - próbował się tłumaczyć, jednak przerwała Mu pocałunkiem. Ona już wiedziała.
|
|
|
jest świetnie. uśmiecham się. nawet czasem brzuch boli mnie ze śmiechu. to, że mnie rzucił, że właśnie straciłam sens wszystkiego, że w jednej chwili zawalił mi się cały świat - jest nieistotne, no tak.
|
|
|
zacisnął dłoń na moim lewym nadgarstku. mocno. drugą trzymał prawe ramię. za wszelką cenę próbowałam się wyrwać. - puść mnie. - prosiłam co chwila. - zacznę krzyczeć. - zagroziłam, po okołu dziesięciu minutach, kiedy moje prośby nadal nic nie zmieniały. - daj mi coś powiedzieć, kurwa! - wybuchł. w gardle stanęła wielka gula, a z oczu zaczęło wypływać coraz więcej łez. - kocham tylko Ciebie. - oznajmił, patrząc mi w oczy. rozluźnił uścisk, widząc, że się uspokajam. uderzyłam Go w twarz. - kłamiesz! - krzyknęłam, ruszając biegiem.
|
|
|
i to, co Was łączy nazywasz z w i ą z k i e m? bo wiesz, według mnie związek nie polega na tym, że Ona przez cały dzień patrzy z wyczekiwaniem, aż podejdziesz. a Ty raz, po lekcjach potrzymasz Jej dłoń na tyłku przy kumplach i przytulisz mówiąc 'kocham Cię'. nie na tym, kolego, na prawdę!
|
|
|
no dogryź mi, barbie. co, powiesz mi, że jestem niefajna, bo nie noszę różowego? o jakie to przykre!
|
|
|
siedziałam przed kompem, pijąc zieloną herbatę z opuncją, przy kawałku piha. napisał numer, którego nie miałam na liście. odczytałam. 'ON JEST MUJ! :* wiec weś się otczeb.'. nie odpisałam, nie będąc zdolną powstrzymać się od śmiechu. po pierwsze, czy ta laska miała kiedyś słownik w ręku? po drugie, czemu On zszedł tak nisko? i po trzecie, czy te plastiki potrafią walczyć o miłość tylko przez gadu? przecież mijała mnie dziś milion razy..
|
|
|
|