Przedzieraliśmy się przez białe płatki, które spowalniały czas, tyle uderzeń serca zanim połączyły się z ziemią, ile uderzeń serc gdy nasze dłonie połączyły się, aby rozgrzać nas całych, zanim zebraliśmy na odwagę oczy, które do tej pory udawały, że nic się nie stało. A potem, jakby świat rozpadał się wokół, w biały pył. Wszystko drżało jak nasze ciała, kiedy spijaliśmy ze spojrzeń wzajemne pragnienie. Źrenice jak zapadnięte słońca przyciągały nas, bardziej niż słowa, niż ciepło objęć, aż utoneliśmy w błogości naszych ust, aż ramiona próbowały pochłonąć nas na zawsze, zamykając w tej chwili. Chwili tak nierzeczywistej, tak szczęśliwej, że potrzebowaliśmy godzin zapewnień słowami, aby potwierdzić jej prawdziwość, zapieczętować w pamięci potęgę euforii, którą uwolniliśmy. Nikt nam tego nie odbierze, nawet teraz, kiedy unikamy się, chowając przed bryskawicami bólu, kiedy poświęcamy wszystko aby nie umarła w nas dobroć razem z duszą.
|