 |
Jestem już naprawdę zmęczona, ale kocham swoje dzieci i dla nich zawsze znajduje resztki sił na zabawe
|
|
 |
Życie jak film, jak plan, jak aktor robię wszytko zgodnie ze scenariuszem, uśmiechasz się, czasami, czasami wierzysz, ufasz że nie jesteśmy na scenie. A w głowie to czego chcemy, tak daleko, tak odbiegło, nie można już prawie dogonić tego czym jesteśmy, gdzie chcemy być, tylko przed snem czując powiew wolności, życia które utraciliśmy dla poprawnych decyzji. Lubię zasypiać, lubię być tam gdzie uśmiecham się na prawdę.
|
|
 |
Nie patrz na mnie, nie uśmiechaj się, jestem w klatce, nie mogę Cię dosięgnąć, nie potrafię przebić się przez pręty zobowiązań, chyba że podejdziesz blisko, dotknę wyciągjąc rękę, choć, bliżej, niech zetkną się nasze usta, jakby nie było żadnej klatki, żadnego świata
|
|
 |
Gdzie pójść by spotkać szczęście, co zrobić aby lśnić, kogo objąć aby uciec od pustki? Idę pomiędzy wiosny promieniami, czuję radość pomiędzy lasu cieniami. Zabłąkany, szukam blasku który zatrzyma krok, który powie mi w sekundzie olśnienia, jak iść by spotkać tych których miałem spotkać, jak mogły biec moje drogi gdybym wcześniej wiedział, gdybym był sobą.
|
|
 |
teraz idę w deszczową noc przez ulicę, wyklinając życie z papierosem w ręku. spotykam cię, a ty pytasz co się stało, przecież zawsze byłam taka poukładana, nigdy nie przeklinałam, nie paliłam. co się stało? zostawiłeś mnie, kretynie. papierosy zastępują mi ciebie - najwyraźniej muszę być od czegoś uzależniona. a przekleństwa? przekleństwa pozwalają mi uwolnić wewnętrzną rozpacz, spowodowaną twoim odejściem.
|
|
 |
czasem nawet cisza wydaje się głośna, a kwiaty bywają mniej zielone, i słońce mniej ciepłe, i deszcz w ogóle nie mokry. a wszystko przez to, że pobawiłam się w miłość.
|
|
 |
nasze odejścia można porównać do twoich wyjazdów. spakuję ci walizkę, zatrzasnę za tobą drzwi. a później i tak wsiądę w samochód, pojadę na lotnisko i kiedy będziesz już przy odprawie, przeskoczę przez barierki, rzucę ci się szyję i oplatając nogami zacznę błagająco łkać, żebyś nie wyjeżdżał. przecież wiesz, że moje "spierdalaj" oznacza "zostań ze mną i rób mi tą cholerną kawę, do tej cholernej filiżanki, każdego cholernego ranka, kiedy nie możesz mnie dobudzić bo jestem zbyt zaabsorbowana udawaniem, że śpię tylko po to, abyś obudził mnie tym cholernym pocałunkiem, jak ten cholerny książę tą cholerną księżniczkę".
|
|
 |
nawet jeśli czasem trochę się skarżę, mówiło serce, to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim a one są właśnie takie. obawiają się sięgnąć po swoje najwyższe marzenia, ponieważ wydaje im się, że nie są ich godne albo, że nigdy im się to nie uda. my, serca, umieramy na samą myśl o miłościach.
|
|
 |
jestem poza zasięgiem, nie od dziś, nie od wczoraj, od dawna. nawet nie zauważyłeś, że zmieniłam numer, ale ja wiem, że masz nowego, niebieskiego samsunga. czasami dzwonię do ciebie, milczę. w końcu rozłączasz się, a ja płaczę. nikt nie rozumie tego uczucia, to okropne, przenikliwe cierpienie, przeszywające mnie na wskroś. tak właściwie wcale cię nie kocham. wręcz pałam nienawiścią, gdy patrzę na twoją uroczą, piękną twarz. nie lubię cię widywać, nie chcę cię znać. ale tęsknię, cholernie tęsknię.
|
|
 |
„Kiedyś sądziłem — mówi jeden z nich — że ludzi pamiętamy, dopóki możemy ich opisać. Teraz myślę, że jest odwrotnie: są z nami, dopóki nie umiemy tego zrobić. Dopiero martwych ludzi mamy na własność, zredukowanych do jakiegoś obrazka czy kilku zdań. Postaci w tle. Teraz już wiadomo — byli tacy lub śmacy. Teraz możemy podsumować całą tę szarpaninę. Rozplątać niekonsekwencje. Postawić kropkę. Wpisać wynik. Ale jeszcze nie wszystko pamiętam. Dopóki nie mogę ich opisać, jeszcze trochę żyją”
|
|
|
|