 |
|
Niektóre straty czynią nas wolnym.
|
|
 |
|
Między ciemnością a szczęściem, między nadzieją a spuszczaniem głowy przed lustrem, między łykiem whiskey a koktajlem białkowym widzisz mnie, robię rzeczy za które mnie chwalisz i podziwiasz tylko to nie ja, to autopilot, ja palę się na stosie tęsknot, ja pędzę motorem autostradą czując jak każdy mięsień pulsuje. Oddałem wszystko dla dobra innych, siebie, całego siebie.
|
|
 |
|
Nakarm nadzieję, żebym latał na niej aż brak tchu, zawrócić w głowie abym pisał zamiast spać, uśmiechem zatańcz z uczuciami abym slyszał muzykę biorąc oddech. Albo poczekaj aż zabraknie Ci tchu, sny pomkną w moją stronę i zatańczysz jak Ci zagram szeptami. Uciekaj tam gdzie dogonię i spojrzeniem zaprzeczaj ręce która miała mnie powstrzymać, czujesz jak bije mi serce, czujesz jak gorące są usta, jak pulsuje krew w splecionych dłoniach? Zapomnij, zapomnij o tym życiu, które zmarnowałaś beze mnie, o jutrzejszych godzinach gdy euforia wspomnień zmiesza się z bólem tęsknoty. Zobacz, podchodzę i właśnie wszystko przed nami.
|
|
 |
|
a ja nadal budząc się w środku nocy, wierzę, że przeszłość powróci. pot oblewa mnie, mieszając się ze łzami, które wartko wypływają z moich oczu. odgarniam włosy i przecierając czoło lodowatą wodą, próbuję ochłonąć. ogarnąć to wszystko i w końcu pogodzić się z myślą, że to co było, już nie wróci.
|
|
 |
|
i obiecuję, że jak umrę, to kurwa żadna twoja noc nie będzie spokojna.
|
|
 |
|
żałuję, że pozwoliłam ci odejść, a jednocześnie cieszę się, że cię przy sobie nie zatrzymałam. na pewno lepiej byłoby mi, gdybyś tutaj był, bo byłabym szczęśliwa, ale źle byłoby tej z którą teraz jesteś, bo to jej niesłusznie przyszłoby odgrywać rolę, która w tym życiu przypadła właśnie mi.
|
|
 |
|
idąc ulicą wciąż wyobrażam sobie setki sytuacji, w których mogłabym cię za chwilę spotkać. co powinnam powiedzieć, co zrobić, jak spojrzeć i jak bardzo udawać, że już o tobie zapomniałam. a gdy się już spotykamy, serce przyśpiesza, brakuje tchu i mimowolnie spuszczam głowę w dół. tak po prostu nie mogę powstrzymać się od szczerego uśmiechu, gdy cię widzę.
|
|
 |
|
zakładam swoją ulubioną bluzę i z włosami związanymi w niesforny kucyk, wychodzę przed dom, gdzie siadam opierając się o drzwi. na niebie znów goszczą błyskawice, które zatrzymują moje serce, by potem znów drastycznie je uruchomić w galop. jak zwykle, przed strasznym grzmotem, którego boję się bardziej niż ciemności, zatykam uszy odliczając ile kilometrów dzieli mnie od burzy. zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jesteś tuż obok. że obejmujesz mnie, a ja całkiem zapominając o otaczającej nas pogodzie, uśmiecham się czując twój gorący oddech na karku. wtedy jakby śmiejąc się ze mnie i z nadziei, która biję ode mnie na kilometr, przeszywa mnie na wskroś przerażający grzmot.
|
|
 |
|
te dłonie, z pomalowanymi na czarno paznokciami cholernie tęsknią za twoimi, wiesz?
|
|
|
|