 |
|
wystarczyłoby to najzwyklejsze 'kocham'. to, które brzmiało wypowiedziane z Twoich ust na tyle szczerze i prawdziwie, że uwierzyłam w nie. ktoś mógłby mi wcześniej powiedzieć jakim jesteś perfidnym kłamcą.
|
|
 |
|
byłeś dla mnie zbyt ważny.
|
|
 |
|
przenosił mnie na rękach nawet przez kałuże.
|
|
 |
|
chłonę Cię. napawam się Tobą przy każdej możliwej okazji.
|
|
 |
|
nie odchodź. rań, wyzywaj, nie szanuj. baw się mną. ale proszę, nie odchodź. zostań. tu, ze mną. jesteś moim prywatnym uzależnieniem. pamiętasz jak czułeś się kiedy zabrano Ci paczkę Marlboro? robiłeś wszystko, za wszelką cenę, aby zdobyć choć jednego papierosa. gdybym wtedy nie zabrała bratu, zabiłbyś się. tak samo będzie ze mną. tyle, że mi nikt Ciebie w kieszeni nie przyniesie. nikt Cię nie zmusi do powrotu. wiesz co wtedy zrobię. wiesz doskonale.
|
|
 |
|
nawet nie wiesz jak cieszy mnie fakt, że każdego poranka na poduszce obok znajduje tą strasznie znajomą twarz. Twoją twarz. mogę bezkarnie obdarzyć Cię czułym pocałunkiem, bez obawy, że mnie odrzucisz. chodzisz ze mną po mieście trzymając za rękę i wcale nie zwracasz uwagi na to jak wyśmiewają Cię kumple. zamiast za melanż poszedłeś na kolację przygotowaną przez moją mamę. nic nie hamuje Cię przed pocałowaniem mnie w czoło, czy włosy. nigdy nie szarpniesz mnie za rękę, czy podniesiesz głos. tak cholernie się o mnie troszczysz. jakbyś mógł mnie nawet najsubtelniejszym gestem, słowem zranić. kocham Cię takiego. takiego nie obojętnego na los naszego związku, takiego.. z uczuciami. kocham, kocham! kocham cholernie.
|
|
 |
|
teraz z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. cholernie i bezgranicznie ociekam szczęściem. owszem, tak, bez Ciebie. dałam radę. przez pół roku zmagałam się ze wspomnieniami i tęsknotą. zwalczyłam ból spowodowany Twoim odejściem. wiem, że jeszcze nie raz spróbujesz się mną zabawić. taki już jesteś. lecz wtedy nie będę na tyle naiwna. przekonasz się jaki los potrafi być gorzki. pełna przekonania oznajmiam: NIE KOCHAM CIĘ.
|
|
 |
|
każdego zmierzchu kładąc się pod kołdrą zaczynam drżeć z zimna. zastanawiam się czy jeszcze kiedykolwiek mnie przytulisz i ogrzejesz zmarznięte stopy. tęsknię za tym. za tym, i za wieloma innymi rzeczami. modlę się o to by było dane mi to wszystko przeżyć jeszcze raz. wróć. wróć bez względu na wszystko. na to co mówią Twoi koledzy, na to jak przeciwni Nam są rodzice, na to jak narzekają nauczyciele. bądźmy znów tak beztrosko szczęśliwi. proszę.
|
|
 |
|
- zawsze Cię kochałem. - doprawdy? udowodnij.
|
|
 |
|
- mam dosyć! flirtujesz z każdą dziewczyną, czasem zachowujesz się jakby mnie w ogóle obok Ciebie nie było! - wykrzyczałam ze łzami w oczach biegnąc. gonił mnie. niestety, biegał szybciej. już po chwili szarpnął mnie za ramię. za mocno. syknęłam z bólu. spojrzał na mnie przepraszająco. - żadna, nawet najpiękniejsza kobieta pod słońcem, nie zajmie Twojego miejsca. nie zastąpi mi Ciebie. - szepnął patrząc mi prosto w moje źrenice. opadłam na piach bezradnie. nie wiedziałam co robić. może warto było mu uwierzyć? - kochanie.. - prosił. - chodź tu. - pisnęłam cicho. usiadł obok mnie i czule przytulił.
|
|
 |
|
nienawidzę tego jak na mnie patrzysz. pożerasz mnie spojrzeniem. dostrzegasz nawet najsubtelniejsze ruchy i kodujesz je. nienawidzę tego, a zarazem uważam, że Twoje szmaragdowe tęczówki robią to idealnie. przywykłam do tego na tyle, że stało się nieodłączną częścią mnie.
|
|
 |
|
gdybyś chciała mieć kogoś, żeby tylko mieć, miałabym. gwarantuję Ci to. wystarczyłoby, żebym zagadała do jakiegoś chłopaka. dwa tygodnie maksimum i byłby mój. gdybym tylko chciała zabawy. albo chociażby zemsty na płci męskiej. rozkochałabym go w sobie. spędzała z nim czas. chodziła na spacery. namiętnie całowała. a potem bezczelnie bym go rzuciła. byłoby mnie na to stać, wierz mi. tylko jak najzwyczajniej w świecie nie chcę. wciąż mam tą nadzieję, że wrócisz. że to kim się okazałeś jest tylko chorym złudzeniem.
|
|
|
|