 |
|
Każdego jebanego dnia budzę się ze świadomością, że nikomu nie jestem potrzebna. Już nawet nie potrafię uporządkować myśli, które eksplodują w mojej głowie niczym dynamit a słowa, których nie potrafię zatrzymać odbijają się od uszu bliskich mi osób jak piłeczka pingpongowa, raniąc ich serca. Tak wiele bym dała aby w końcu zatrzymać tą reakcje łańcuchową nieszczęśliwych zdarzeń.
|
|
 |
|
- Lepiej mi w tej bluzce czy w tej? - pokazała mi jakieś dwie obleśne szmaty, chyba z epoki kamienia łupanego...
- W żadnej - powiedziałam obojętnie.
- No ale wybierz w której mi lepiej.
- Najlepiej to jak ty założysz kombinezon z NASA wtedy cię nie będzie widać i zaoszczędzisz cierpienia nam wszystkim.
- Aha czyli w tej.
|
|
 |
|
Myślałam że łączy nas prawdziwe uczucie, uczucie miłości i przyjaźni. Myślałam że sobie ufamy jak najlepsi przyjaciele, jak bolek i lolek, jak żwirek i muchomorek, jak tomcio i paluch... nie czekaj tomcio i paluch to jedna postać. Nieważne, chcę dzielić z tobą wszystkie moje smutki i radości. ♥
|
|
 |
|
Przykro mi, że stale chcę z Tobą rozmawiać. Przykro mi, że długo muszę czekać na Twoją odpowiedź. Przykro mi, że mówię rzeczy, które mogą Cię wkurwić. Przykro mi, że to co robię jest irytujące. Przykro mi, że nie czujesz tego, co ja. Chcę szczerej rozmowy. Przykro mi, że myślę o Tobie tak długo i tak często. Przykro mi, że musisz wysłuchiwać moich sercowych rozterek, mimo, że w ogóle Cięto nie interesuje. Przykro mi, że ciągle do Ciebie lgnę jak jakaś wariatka. Po prostu za Tobą tęsknie.
|
|
 |
|
za kilka dni znowu zacznie się śpiewanie kawałków ich troje, leżenie na środku schodów, przynoszenie kwiatków z parapetu na ławkę, a na wkurwioną minę nauczycielki krótkie 'no co?!', te miny, te spojrzenia, te bezcenne akcje, huk, kiedy kolejny kumpel bujając się na krześle spierdala się na podłogę. będą te klasówki z matmy, pisanie rozwiązań na gumce do ścierania i posyłanie ich kumpelom, lekcje angola kiedy cholera wie, gdzie masz długopis, czy zeszyt, a przewodnią czynnością jest rysowanie kutasów, polskie podczas których przy czytaniu biografii wychodzi, że Kościuszko urodził się w Mezopotamii, a ojciec Szekspira był 'rękawiczkiem'. źle nie będzie, nie z tymi ludźmi.
|
|
 |
|
widzisz, tęsknię za tym, jak odkładaliśmy wszystkie inne sprawy w kąt uważając je za mało ważne. jak zlewaliśmy na to, co można, czego nie, co trzeba, czego niewolno - bo mieliśmy swoje racje, swoje chwile, które spędzaliśmy po swojemu. brakuje mi tych oddechów, powolnych, które wcale nie gnały, nie wybiegały w przyszłość. brakuje mi Ciebie i odczucia, że Twoje miejsce jest wyłącznie tu, przy mnie.
|
|
 |
|
siedzieliśmy u mnie - krople deszczu uderzały o parapet charakterystycznym stukotem, dało się już słyszeć pierwsze grzmoty. objął mnie ramieniem. - czemu to służy? - syknęłam strząchając Jego rękę. - myślałem, że... - zaczął, ale w efekcie zmieszany przygryzł tylko wargę. - nie, nie boję się. nie widzę w burzy nic strasznego, w przeciwieństwie do Twoich byłych, niech zgadnę? - wybuchnęłam z cwaniackim uśmiechem, który mimowolnie zniknął na Jego krótkie 'zaczekaj', po czym nie wziąwszy nic ze sobą wybiegł przed dom. stanęłam w progu przyglądając się jak stoi po środku mojego trawnika, a w tle za Nim majaczą pioruny. - głupku, chodź tu. - pisnęłam chrapliwie przywołując Go do siebie gestem dłoni. - wciąż się nie boisz? - zapytał lustrując mnie spojrzeniem. - burzy się nie boję. o Ciebie cholernie.
|
|
 |
|
gdy tylko pojawiasz się na horyzoncie serce jak wściekłe obija się o żebra mało co nie posiadając się z radości, kolana w jednej chwili są jak z waty, a ja ukradkiem podtrzymuję się barierki, żeby zachowywać pion, nie mam przed sobą lusterka, ale doskonale wiem, że w źrenicach pojawiło się mimowolnie kilkaset iskierek, łaskocze mnie w brzuchu, a nozdrza poruszają się rytmicznie jakby prosząc o szczypkę Twojego zapachu. faktycznie, pełno podstaw do stwierdzenia, że nic nie znaczysz.
|
|
 |
|
głupie - piliśmy właśnie shake'a truskawkowego na spółę, żartowaliśmy ze skupienia malującego się na twarzy sprzedawczyni za kasą, kiedy przeszył wzrokiem moje oczy. - piękne są. - stwierdził lekko unosząc kąciki ust ku górze. odwzajemniłam uśmiech, to był moment kiedy serce zaczęło pracować na zdecydowanie szybszych obrotach, specjalnie dla Niego, który zaczynał znaczyć coś ponad 'kumpel'. dużo, dużo więcej.
|
|
 |
|
odepchnęłam Go od siebie zawijając dłonie w rękawy bluzy. - przecież taka była umowa. krótka zabawa. po wakacjach koniec. idź w swoją stronę. - bełkotałam unikając Jego spojrzenia. zagryzłam wargę, podczas Jego krótkiego milczenia, na brodę wypłynęła stożka krwi. - spójrz na mnie. - poprosił cicho. - wszystkie drogi prowadzą do Ciebie.
|
|
 |
|
zabawiliśmy się już, tak? pobyliśmy ze sobą, setki pocałunków, ciągle objęci, wdychający do nozdrzy swój zapach. teraz idź - czas zapomnieć.
|
|
 |
|
zarzucam odpowiednim kawałkiem, ogarniam nockę u odpowiedniej osoby i cholera, odpowiednio kończę te wakacje ze świadomością, że w pewnym momencie otrzeźwiałam z myślą, iż nie mogę ich spieprzyć - i w efekcie do tego celu dobrnęłam.
|
|
|
|