 |
|
muskał palcem Jej dłoń. - tak sobie ostatnio myślałem... może warto coś zmienić... - zaczął cicho, niepewnie. - co zmienić, skarbie? - spojrzał na Nią, próbując wyczuć jakie emocje Jej towarzyszą. - spróbować żyć osobno. niezależnie. zakończmy to, co jest... było, między Nami. - natychmiast po Jej policzku, zaczęły spływać łzy. - dlaczego? - zapytała chrapliwym tonem. - bo nie chcę Cię pokochać za bardzo. wybacz. - odłożył Jej bezwiedną dłoń na chude udo. podniósł się z ławki. - do zobaczenia, kiedyś tam. - rzucił, zostawiając Ją samą.
|
|
 |
|
z wolna otworzyła oczy. pierwszą rzeczą którą sobie uświadomiła było to, że nie spędziła ubiegłej nocy w swoim mieszkaniu. wiedziała od razu gdzie jest. mało kto miał czarno - czerwone ściany i pościel od Niej. zaczęła wydostawać się z pod kołdry, jednak od razu napadła na Nią fala chłodu, i wolała dalej tego nie kontynuować. była w samej bieliźnie. ostatnie co pamiętała z wczoraj, to biba u kumpla, drinki, piwo, wódka. ale jak znalazła się tutaj? wszedł do pokoju, przerywając Jej wewnętrzny monolog. miał na sobie jedynie bokserki. westchnęła. - znowu się mną zaopiekowałeś. - stwierdziła. w odpowiedzi, uśmiechnął się tylko.
|
|
 |
|
stali na zakręcie, kilku moim kumpli, On, niektórych w ogóle nie znałam. - cześć, mała. - przywitał się jeden, obejmując mnie prawą ręką w pasie. poczułam wewnętrzna satysfakcję. patrzyłeś. - siema wszystkim. - odparłam z uśmiechem. - zajarasz? - zapytał, blondyn, którego nie widziałam nigdy na oczy. wyjmowałam papierosa z pudełka, kiedy mój ex ukochany, wyrwał mi go z ręki, i mierząc spojrzeniem tamtego syknął 'nie zajara'. uderzyłam Go w ramię. - co Cię obchodzi czy pale? - rzuciłam wściekła. odwrócił się do mnie. szybkim ruchem wziął moją twarz w dłonie i zaczął zawzięcie całować. w końcu zdołałam się od Niego oderwać. - już wiesz, co mnie to obchodzi? - szepnął, po czym oddał papierosa blondynowi. - i spróbuj Jej go dać... - zagroził, odchodząc.
|
|
 |
|
miała kochających rodziców, masę kumpli, prawdziwych przyjaciół. ale nie miała Go. i w sumie to nie było istotne posiadanie tamtych wcześniej wymienionych. do czego szczęście, skoro totalnie nic nie ma sensu? był zarówno dopełnieniem wszystkiego, jak i fundamentem budowli, zwanej życiem.
|
|
 |
|
wszedłeś na gadu, pierwszy raz od kilku miesięcy. serce znów wywinęło kilka koziołków i zaczęło bić nierównym tempem.
|
|
 |
|
pomyślałeś, jak bolesne jest patrzenie w bezgwiezdne niebo w samotności?
|
|
 |
|
blask księżyca niezdarnie wpadał przez szybę, oświetlając Jej twarz. nie mogła zasnąć. otworzyła okno, siadając na zimnym parapecie. zaciągnęła się wilgotnym, nocnym powietrzem. mimowolnie obudziło się w Niej pragnienie Jego obecności. w głowie uparcie kłębiła się wizja tego jak siedzą na tarasie, przykryci grubym kocem w kwiatki, popijając gorącą kawę i śmiejąc się do łez.
|
|
 |
|
jesteś tylko wtedy, kiedy wszystko Ci się pieprzy.
|
|
 |
|
Od pierwszych lat szkoły mówią Ci jaki masz być, eksperci od życia, ci co nie osiągnęli nic
|
|
 |
|
Taak, możesz pomyśleć , ze to idioctwo, że jeszcze mówię do Ciebie ' cześc' albo, że stać Mnie na jaki kolwiek usmiech do Ciebie . Cóż, nauczono Mnie, żeby dla zwierząt też być milym . i tego sie trzymam.
|
|
 |
|
usiadła na ławce, na której zwykle przesiadywali wieczory. wyjęła komórkę. 'zgubiłam się w parku, POMÓŻ!', wysłała Mu w wiadomości. po dziesięciu minutach usłyszała czyiś bieg. po dwóch sekundach, rozpoznała ten rytm. z uśmiechem i satysfakcją, wyczekiwała, aż Ją 'znajdzie'. zauważył Ją po przebiegnięciu kilku alej. kiedy był wystarczająco blisko, by mogła Go usłyszeć, prychnął cicho. - idiotka. znasz to miejsce, jak własną kieszeń. - powiedział, zadyszanym głosem. zarumieniła się delikatnie. - ale uwielbiam jak mnie znajdujesz. - szepnęła, wpatrując się w Jego oczy, oświetlone blaskiem księżyca.
|
|
|
|