 |
|
-I wiesz co? - spojrzała na swoje odbicie w lustrze nieprzytomnym wzrokiem. -Od dziś to wszystko pierdolę. - Kiwnęła głową i rozbiła lustro butelką whisky. A potem zaczęła żyć.
|
|
 |
|
Podgłośniła radio pod prysznicem. Oparła rękę na pralce. Włosy opadły miękko na jej twarz. Ciche westchnięcie wydobyło się z jej ust, gdy rysowała na ręce krwawe linie i pierwszą literę jego imienia, którą szybko zakreślała nowymi śladami. Nie bolało wcale. O wiele bardziej cierpiała w środku.
|
|
 |
|
szukała pomocy wszędzie gdzie się dało, chodziła, pytała. nigdzie jej nie chcieli. w każdym szpitalu psychiatrycznym stwierdzali, że jest jak najbardziej poczytalna i nie zagraża w żaden sposób środowisku. żaden pieprzony lekarz nie chciał słuchać, że wariuje z miłości i okalecza własne serce. żaden jej nie wierzył. / tymbarkoholiczka
|
|
 |
|
ostatnimi siłami powiedziała sobie 'będę walczyć, nie o nas - o siebie'. a wraz z kolejnymi słowami oddech przychodził coraz łatwiej, nie czuła już ucisku w klatce piersiowej. bez Niego wszystko zdawało się być łatwiejsze.
|
|
 |
|
byłam dziś u lekarza i powiedział, że mam raka psychiki. z silnymi przerzutami na nastrój, stan ducha i samopoczucie.
|
|
 |
|
nigdy, nikomu nie możesz powiedzieć, że wyskoczyłam z okna. powiedz, że wypadłam z niego przypadkiem, uciekając przed miłością.
|
|
 |
|
To co było, już nigdy nie wróci. Skąd wiem? Bo sama mam czasami złudną nadzieję, na ponowne odtworzenie chwil z życia, gdy byłam szczęśliwa. Zawsze jednak kończy się to rozczarowaniem, bo wspomnienia niestety nie dają nigdy pełnej satysfakcji.
|
|
 |
|
Robił wszystko, żeby przypadkiem moje serce nie zabiło mocniej. Skutecznie niszczył to, co ja tak daremnie budowałam, ale raczej próbowałam budować. Potrafił zniszczyć każdą bezcenną dla mnie chwilę u jego boku, tylko po to, żeby nie było zbyt pięknie, żeby się nie przywiązywać, w końcu nic nas nie łączy, prawda?
|
|
 |
|
papieros za papierosem, butelka wina, za butelką. leżąc na podłodze pół martwa, z rozszerzonymi źrenicami, potarganymi włosami i rozmazanym tuszem, z coraz płytszym oddechem. jedynym czynnikiem wskazującym na to, że jeszcze żyję, było pełne opakowanie tabletek, które ściskała w ręce. odchodząc krzyknęła, resztkami sił, że to miłość ją tak udupiła, że to miłość doprowadziła ją do tego pierdolonego stanu. że doprowadziła ją do śmierci.
|
|
 |
|
A teraz najchętniej chwyciłabym Cię za serce i jak ostatnia desperatka zaczęłabym Ci je rozdzierać na trylion małych cząstek, śmiejąc się przy tym i patrząc jak cierpisz. jak odczuwasz dokładnie taki sam ból jak ja kiedyś. potem umyłabym swoje ręce w Twoich rzewnych łzach, kapiących z zawrotną prędkością na szary asfalt, pełen porozrzucanych naszych wspólnych wspomnień.
|
|
 |
|
wybiegła z domu, zraniona po raz kolejny przez mężczyznę jej życia. nie docierało do niej, jak mógł powiedzieć jej tyle bolesnych słów. nie zważała na mroźną temperaturę na zewnątrz. biegła niezdarnie po zaspach, co chwilę upadając na kolana. łzy powoli spływały po jej policzkach. pod wpływem zimna zostawiały za sobą lodowate smugi. mimo gniewu, który czuła teraz do Niego, najbardziej pragnęła, żeby za nią pobiegł i ogrzał w swoich bezpiecznych ramionach. żeby roztopił lód jej serca.
|
|
 |
|
śmiało, chodź. usiądź obok mnie i posłuchaj. opowiem Ci o moim życiu. o miłości, która nigdy nie miała szans na szczęśliwe zakończenie. o przyjaźni, której tak naprawdę nigdy nie było. o bliskich mi osobach, które tak nagle odeszły..
|
|
|
|