 |
Przyszli inni, dziwka poleciała na tych z samochodem.
Zazdrość powiedz, a miała skoczyć za mną w ogień.
I co. Miał ją każdy w blokach, w bramach, w aucie.
I szmata posypała się jak brokat, brana gwałtem.
Miała pasje i wracała do mnie, czaisz.
Moje potomstwo kończyło na jej twarzy.
Odchodziła i znów miał ją prawie każdy.
Suka zmieniła serce w kamień, a talent... hehe, zgadnij!
Słyszałem gdzieś, ktoś sprzedał ją za grosze.
Ponoć jej to nie przeszkadza, częściej teraz ciąga nosem.
Cios za ciosem, któryś znów ją puścił w tłumy.
Zarobił na niej krocie, ona znów tu wróci brudzić.
Ma nowych kumpli, Siwy, Lewy, Banan.
I każdy ją gwałci. Dla niej to przemysł, wpadaj.
Jest dla Ciebie, dla nich, całą drogę ot tak.
Tylko szkoda, że tak kończy się ta historia.
|
|
 |
Poznałem ją gdzieś, pierwsza miłość.
Inni biegali na techno, ja z nią gdzieś na piwo.
Tak wiesz nam w sumie było dobrze razem.
Ja miałem swoje jazdy, ona mnie rozumie, pragnie.
Dla mnie była jedną z najpiękniejszych w lidze.
I nie chodziło tu o piersi i seks, czy tyłek.
Myślałem pierwszy, byłem pierwszy, który pieprzył resztę.
Pisałem wersy, byłem niezły w tym śmieszny Werter.
Była starsza w chuj, uczyła życia.
Mogłem słuchać bez tchu, aż nie było czym oddychać.
Dla mnie miała zawsze czas i rzadko złe momenty.
I mówiła mi, nie przejmuj się, bo to nic złego.
Błędy - Każdy robi je, każdy zwodził je.
A ja miałem tupet żeby hajs wydoić z niej.
Ale nic z tego, miałem gorszy dzień, wpadłem.
I tak dzień w dzień czuję pętle przy gardle.
|
|
 |
To wkurwia jak piątek, kiedy nie masz gdzie pójść.
Albo jak z kobiety życia ona zmienia się w kurwę.
Jak siema, gdzie kumple, pytają Cie o zdrowie.
Kiedy sam łapiesz fobię, że już długo nie pociągniesz.
Co ze mną? Średnio. I co z tego.
Tutaj większość robi gówno i sos z tego.
Idę sam przez to gówno i marzenia mam wielkie,
Chociaż gdyby nie marzenia to bym teraz miał pęgę.
A nie, że siedzę i piszę albo chleję i rzygnę.
I się jebię z życiem, w sumie mi nieźle idzie.
Jeszcze robię rap, nie narzekam i gram swoje.
Dobrze wiem, zawsze może być gorzej i gorzej, i gorzej.
Wstań kurwo, patrz mi na ręce.
W mieście zamulonym jakby żarli tabsy na sen.
Wiesz, jeden ma mniej, drugi ma szczęście.
Zapytaj o co chcesz, a nie pytaj mnie co ze mną jest. Pieprz się.
|
|
 |
Lubię jak jesteś zimną suką.
Jeśli nie ja to koledzy Cię tłuką.
Nie jestem sam, jesteś obok i jutro
Będzie mnie bolał łeb od twoich głupot,
Lubię jak jesteś blisko ust bo,
Pierdole, rzucam wszystko, chuj w to.
Nie mogę kurwa wybrnąć, zrób coś.
Chyba trzęsą mi się ręce i chyba chciałbym usnąć,
Zobacz jak nas odbija lustro,
Zdrówko, wypijmy za nas, za przyszłość, zrób to.
Wypijmy za nas, nim dla nas będzie za późno.
Zdrowie kochana i spierdalaj kurwo.
|
|
 |
Jakoś już dziwnie się czuję gdy jesteśmy sami.
Nie żebym zmęczył się z Tobą, bo uwielbiam cię walić.
Ty uwielbiasz mnie ranić i to chyba nie jest spoko.
Znów się kumple wkurwiali że coś tam. I po co to?
Wiem, że tłukłem Cię kiedyś.
Przeprosiłem przecież. Na chuj kurwa chcesz tu dalej o to żreć się?
I po co to wszystko, może lepiej jak odejdziesz?
Ale nie, w sumie zostań i się nie kręć.
Sprawiasz, że zapominam o niej, nie bądź zazdrosna,
Wiesz, że z Tobą jest inaczej, chociaż nigdy nie pokochasz mnie.
I nigdy nie pokonam Cię, ojciec też tak kochał,
Wracał po nocach i mówił że Cię kiedyś spotkam,
I nie wyrzucił Cię, siedziałaś tam jak zawsze.
Niby kryzys ale wierzył, że się jeszcze dogadacie, milczysz,
Znasz mnie, wiesz że znów muszę schlać się.
I najgorsze, że Ty jesteś przy tym zawsze.
|
|
 |
Wiem, że znów wieczorem chciałbyś mnie na własność mieć,
Znów nie będziesz sobą, będę z Tobą aż po sen.
Znam Cie lepiej niż ktokolwiek i nie zmienisz się, bo
Zanim zaśniesz, kilka godzin znowu spędzisz ze mną.
Sam na sam, tylko my i nieprawda, że to chore,
I nie słuchaj ich, zamknij drzwi, bądźmy znów we dwoje.
Tylko my, tylko my, nikt nam nie przeszkodzi dzisiaj,
Chyba, że znów będziesz krzyczał.
|
|
 |
Już kurwa rzygam Tobą i nie wyrabiam finansowo.
Mam deprechę, awantury i chcę żyć na nowo.
Kumple nie chcą gadać, bo niby mnie zmieniłaś.
Ale kiedy jesteś z nami nikt się nie wychyla.
Słyszałem, wczoraj ponoć byłaś u sąsiada.
Trzymał Cię za szyję, spijał, ponoć skończył na kolanach.
Kurwa, to nie ty - ja wiem, że to nie Ty.
Przecież wczoraj byłaś ze mną, choć zerwał mi się film na moment.
Zaraz, może wtedy on wziął Cię,
Ale przecież pamiętam, że leżałaś obok mnie.
Przyszedł Matek i wziął Cię na stronę,
Krzyczał, coś tłumaczył, że to już popierdolone.
Ale nie wyrzucił cię i siedziałaś z nami.
I niby kryzys, ale wierzę, że się jeszcze dogadamy.
Milczysz, znasz mnie, wiesz, że znów muszę schlać się.
I najgorsze, że Ty jesteś przy tym zawsze.
|
|
 |
wiesz, rok mija i mi chyba trochę przykro,
miałaś być tu ze mną, a nie kurwa wyjść stąd.
|
|
 |
rok mija i mi chyba trochę przykro mimo,
ze kurwa nic w tym roku mi nie wyszło, czaisz?
|
|
 |
Poniszczona twarz i psychika dziecka,
mówili ze jedyny będzie stał tam, gdzie nikt jeszcze nie stał
Nie pierdolił się, jak nie gra to nie gra,
i chuj, bo gówno to nie piękna poezja
Wstawał późno i późno się kładł spać,
albo nie spał, bo znowu się naćpał
Po kreskach nie pisał, raczej rano gdy zjazd miał
I najszczersze wersy zostawiał na kartkach
Poszło w miasto, co robią bez przerwy,
Narkotyki niszczą ludzi, ale tworzą legendy, mówił,
Nie był sam i miał kogoś kto też pił,
bał się, bo samotność była drogą do śmierci
Znałem go, spotkałem go jeszcze,
zanim tamtej nocy powiedział, ze już nie chcę żyć, zamilkł,
Miał błękitne oczy i nikt go nie kochał oprócz niego
Miał cel ale nigdy nie dotarł
|
|
 |
Jak spotkasz ich pozdrów i spytaj jak żyją,
Bo łączyło nas więcej niż przyjaźń i piwo
To smutne, zabiła ich ulica i miłość
I przez to nic już nie będzie jak było
Mieliśmy błękitne oczy i nikt nas nie kochał
Oprócz nas samych, kurwa nikt nas nie kochał, to smutne
I jeśli jeszcze kiedyś ich spotkasz
pozdrów ich proszę i powiedz, ze szkoda mi ich.
|
|
 |
Miał plany i szczęście i ego tak wielkie,
że przyznać się do porażki byłoby przekleństwem,
Mówił „co będzie to będzie”,
i robił sobie wrogów gdy walczył o miejsce,
Mówił że by za nią umarł,
kurwa nigdy nie widziałem, żeby ktoś się tak rozumiał,
Wpadał z nią, pił, znał umiar,
ona miała czuć się dobrze, on miał czuwać
Coś pękło, kiedy przyszła codzienność,
i wiesz co, zaczęli żyć na odpierdol
Brak szkoły i pracy i kłótnie, bezsenność
I poszło się jebać im całe ich piękno
Z twarzy zniknął uśmiech, spotkałem go,
powiedział ”nie chcę żyć, idź po wódkę”
Miał błękitne oczy i nikt go nie kochał
oprócz niego i zniknął wraz z iskrą w oczach.
|
|
|
|