 |
Odpala ostatniego blanta i bezwładnie opada na łóżko. Jej śmiech wypełnia cały pokój. Idealne uniesienie kącików warg. Do twarzy jej ze szczęściem, choć ulotnym. Opierając się o ścianę spoglądam na nią z fascynacją i podziwem. Mało która kobieta byłaby w stanie jej dorównać jak i w taki sposób się wyniszczać. Ale nikt nie daje nam prawa do oceny innych, zwłaszcza, gdy sami nie jesteśmy ani trochę lepsi. Rozbawiona wskazuje miejsce obok siebie, składa mi ciche zaproszenie, ale stanowczo odmawiam. Za każdym razem gdy znajduję się na odległość kilku centymetrów lub odległość ramion, wariuję. Jej zapach uderza w zmysły, jej słowa mieszają w głowie. Perfekcyjna gra, którą ze mną toczy doprowadza mnie każdego dnia bliżej zguby. Zabawia się moim kosztem i mimo tej świadomości, pozwalam jej na każdą manipulację. Wie ile znaczy a Wiedza jest zła, zwłaszcza, gdy posiądzie ją kobieta.
|
|
 |
Czy jest nieogarnięta? Jest cholernie nieogarnięta i zagubiona, ale czy to ją przekreśla? Posiada w sobie wdzięk, grację i delikatność. Jest motylem. Kruchym owadem, który odczuwa wolność i ostrożnie stawia kolejny krok. Mimo wszystko to porównanie nie powinno nikogo zmylić. Jest również silna, zawzięta i zdeterminowana. Niegrzeczna i nieprzyzwoita. Upadła kilka lat temu i jest jej z tym całkiem dobrze. Nie da się jej pomóc, uszczęśliwić, nie da się wywołać w niej uczuć a tym bardziej pobudzić zdolności kochania. Kochała nie raz i skończyła na bruku z papierosami, wódką i narkotykami. Kochała tak bardzo, że świat ją odepchnął. Zatraciła się w uczuciach do tego stopnia, że to zabiło jej dawno osobowość. Ktoś wylał na jej duszę kwas - On natomiast wyżarł całe dobro i chęć czucia.
|
|
 |
Jej oczy - Zimne, chłodne, zwężone źrenice, odzwierciedlają jej duszę. Emanuje namiętnością, pewnością siebie, kobiecością. Jej usta - Rana po rozcięciu, uwielbiam jej przebojowość. Rozgrzane, przed chwilą dotykał ich papieros. Jej włosy - Pofalowane, kasztanowe, sięgające prawie po pas. Dłonie - Kruche, delikatne i poranione, zwłaszcza nadgarstki. Głos - Uwodzicielski, stanowczy, kobiecy, czasami powątpiewający. Ciało - Tak idealne, że ciężko spuścić wzrok, ale nie to w niej uwielbiam. Kocham jej duszę, która nie jest pospolita a wyróżniająca się na tle innych. Dusza tak rozszarpana, że ciężko przywrócić ją do poprzedniego stanu nienaruszenia. 170 cm wyjątkowości po którą nie mogę sięgnąć w takim stopniu w jakim bym chciał.
|
|
 |
Walcz do końca, nie poddawaj się. Upadaj, wstawaj lecz nigdy nie pozwól by coś zniszczyło wszystko co budowałeś. Walcz o marzenie, o miłość walcz o samego siebie. Nie pozwól by inni zniszczyli Ciebie, żyj tak jak chcesz- żyj pełnią życia.
|
|
 |
To już 61 dni nie ma Cię tutaj, nie mogę zobaczyć twojego promiennego uśmiechu, nie słyszę słów które tak pięknie wychodziły z twoich ust niczym melodia. Uwielbiałam słuchać twoich opowieści, tak często opowiadałeś o miłości która Cię niszczyła, narzekałeś na Boga nie chciałeś dalej tak żyć. Obwiniałeś się, tak często miałeś wyrzuty sumienia że nie mogłeś jej uratować, że nie mogłeś powstrzymać śmierci. Tak często przepraszałeś mnie, że czasem jesteś tak bardzo obojętny, że zawodzisz i często jesteś pijany. Nigdy nie pomyślałam by od Ciebie odejść, by zostawić Cię- nie chciałam odchodzić, obiecałam Ci że zawsze przy Tobie będę, nieważne jak będzie źle Ja zawsze będę. To ty odszedłeś, tak nagle zakończyłeś swoje życie- przestałeś walczyć. Twoje serce przestało bić, twoje ciało już nie walczyło. Tak bardzo chciałeś pomagać innym, chciałeś pokazać innym żeby walczyli o miłość- pokazałeś że zawsze jest szansa. Chciałeś przeżyć jeszcze wiele wspaniałych chwil, dziękuję za wszystko.
|
|
 |
Gubi nas to wszystko - stare przyzwyczajenia, strach przez zobowiązaniem, alkohol, wakacje, praca. Mijamy się w priorytetach. Oddalamy się od siebie pomimo naszych ust łączących się ze sobą coraz śmielej, na osobności, późną nocą. Boimy się dotyku, połączenia rąk, które towarzyszyłoby spacerom. To jest cholerny strach przed próbą, cholera obawa, że jesteśmy zbyt zachłanni i chcąc więcej, stracimy wszystko ~ chimica
|
|
 |
Nienawidzę Cię. Tak bardzo Cię nienawidzę za to, że zostałam znów sama. Nie pozostawiono mi nic, dosłownie nic prócz wspomnień i bólu. Do dziś nie mam odwagi pozbyć się wspomnień, choć wiem, że to jedynie kwestia czasu. Jednak została tęsknota, której nigdy nie planowałam, i której nie potrafię się pozbyć. Nie chcę już dłużej znosić tego wszystkiego. Pragnę o tym zapomnieć, wymazać z pamięci te wszystkie miesiące, lata, kiedy nasze światy były połączone. Bo Twoje zniknięcie, odejście mnie zniszczyło, rozumiesz to? Upadłam do tego stopnia, że teraz nie jestem w stanie się podnieś. Zniszczone zostało to co wydawało mi się piękne. Runęła nadzieja, miłość przeminęła, a przyjaźń została spalona żywcem. I nie ma już odwrotu, nie ma żadnych powrotów do niczego.. Właśnie przez Twoje odejście dziś popełniam nowe błędy. Błędy, przed którymi byłam chroniona. Ale to już nie ma znaczenia. Bo to czy będę więcej cierpieć czy mniej nie znaczy już nic. Przestało mi zależeć, stałam się obojętna na to.
|
|
 |
Przyjaźń? Kurwa, ona przestała istnieć w moich oczach i moim życiu. To pieprzone słowo bez żadnej definicji. Słowo, które nie posiada w sobie krzty radości, ani tym bardziej szczęścia. To coś czego nienawidzę, czym gardzę i czym się brzydzę, wiesz? Tak, to coś jest złe, negatywne dla mnie. Wstydzę się, że kiedyś nazywałam ludźmi swoimi przyjaciółmi. I owszem, żałuję. Cholernie żałuję, że pozwoliłam sobie na to, aby ich wszystkich wpuścić do mojego świata. Bo zniszczyli mnie, moje człowieczeństwo, moją wiarę w nieosiągalne marzenia. Do cholery, to słowo, którym jest przyjaźń zniszczyło całkowicie mnie samą.
|
|
 |
[1] najgorsza dla Ciebie data to? i dlaczego? 11 lipca 2012r.
Poranek - jeszcze dostaje od niego telefon, jest jak zawsze uśmiechnięty - słyszę to w jego głosie.
Mamy się spotkać później lecz do spotkania nie dochodzi.
- Pewnie mu coś wypadło. - zawsze tłumaczyłem sobie to tak samo.
Nie ubłagalnie mijają kolejne godziny, a On nie daje znaku życia.
Wychodzę sam na trening, a gdy wracam telefon wciąż milczy.
|
|
 |
[2] Niespokojnie odpalam szluga i otwieram piwo wychodząc na balkon.
Wszyscy patrzą na mnie nieobecnym wzrokiem z politowaniem spuszczają wzrok.
Wracam do domu, nie ogarniam co się dzieje.
Coś z moją Matulą? Tatą? Co się do chuja stało? - milion pytań w głowie.
Zakładam szybko buty i szybko biegnę po schodach do mieszkania rodziców.
Dobijam się do drzwi jakby zaraz miał mnie ktoś zabić, jestem coraz bardziej niespokojny.
Drzwi otwiera mi zapłakana Matula mówi - Wejdź Dawiś. - moje ręcę się trzęsą.
Nie ściągam nawet butów - w salonie widzę jego zapłakanych rodziców.
Widzę jego Matulę trzymającą w dłoni jego zdjęcie zalane łzami, które spływają po jej policzkach.
- Cio... - nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, gdy poczułem mocny uścisk Wujka na ramieniu.
Nawet nie wiem kiedy On wstał i podszedł do mnie - przytulił mnie do siebie.
|
|
 |
[3] Rozpłakał się z podwójną siłą, a z moich policzków równocześnie zaczęły płynąć łzy.
Żadne słowa do mnie nie dochodziły, nie rozumiałem co do mnie mówią.
Usiadłem na podłodze zakrywając się dłońmi - chciałem krzyczeć.
Nic nie chciało przejść przez moje gardło, najkrótsze, najcichsze słowo.
Dławiłem się łzami czując się jak głupi pięciolatek, któremu odebrano ulubioną zabawkę.
Chłopaki zaczęli przychodzić kolejno do mieszkania. Siadali obok mnie.
Wzrok - każdy na każdego i płacz, który odbierał wszystkim siłę na lepsze jutro.
Chciałem go jeszcze raz usłyszeć, dotknąć by stanął w tych cholernych drzwiach i zaśmiał się.
By powiedział, że jest skończonym pojebem i poszedł zobaczyć się tylko z kimś tam na górze.
Ale wrócił i jest i więcej takiego numeru nam nie zrobi. Nie było tego.
On odszedł. Odszedł na zawsze. / niefartowny
|
|
 |
Nie jest mi łatwo wstawać i nienawidzić siebie, nie jest łatwo wstawać z myślą że kiedyś było wszystko poukładane. Nie jest łatwo spojrzeć Ci w oczy, i powiedzieć że życzę Ci szczęścia. Nie jest łatwo zaakceptować tego, że teraz ktoś inny będzie dla Ciebie całym światem. Nie jest łatwo żyć, gdy się nie ma po co.
|
|
|
|