 |
Trudno pozbierać myśli, utknęły między nagłą radością i znanymi obawami. Jak zawsze nadzieje wzbiły się wyżej niż rozsądek, boję się, że jak zawsze spadną mi na głowę niczym kowadło i tym razem nie zostanie ze mnie już nic. Przysięgam nie zostanie nic, nawet potok słów bezsensownych zwierzeń.
|
|
 |
ty uwielbiasz mnie ranić i to chyba nie jest spoko.
|
|
 |
gdy mi powiedział jak bardzo dobrze się z nią dogaduje i że chce z nią być, poczułam zazdrość. zazdrość, że ja nie potrafię mu tego dać czego on pragnie. zazdrość o to, co ona ma, a czego mi brak.
|
|
 |
nie potrafiłam z tym skończyć, tak jak z wieloma innymi sprawami. i chociaż dzień za dniem bezustannie mijał, kochałam go. pomimo tego, że może miał inną, może nie chciał mojej miłości, może chciał odpocząć od tego uczucia. wciąż kochałam.
|
|
 |
kiedyś będziemy jak oni. tak jak ci staruszkowie, którzy siedzą na tych ławeczkach w parku, pełnych wspomnień, pięknych wspomnień wypełniających młodość. będziemy siedzieć i będę odgarniać ci kosmyki włosów z czoła, tak jak robiłam to kiedyś. w przyszłości też tak będzie, wierzę w to. nadal będziemy się przytulać, pomimo problemów z kręgosłupem, przecież to nic w porównaniu z miłością.
|
|
 |
naucz mnie odkochiwać się w pięć minut, sztuki, którą tak dobrze opanowałeś.
|
|
 |
Kiedy to się stało, kiedy pozwoliłem aby Twój uśmiech tak wpływał na mój dzień, a Twój głos niósł po żyłach wieści o sześciu? Już tęsknie za kolejnym dniem, może spróbuję czegoś co rozpali i twoje zmysły, co przejmie i twoje marzenia.
|
|
 |
Wyrzucam dziś złudzenia, jak ubrania z poprzedniego sezonu. Kupie sobie nowe, do zabawy, gdzieś daleko od domu. Będę się przechadzał uliczkami, bez zbyt mądrych myśli, może będziesz moja, nim zapełnią się od suchych liści. Lato będzie nas piekło po spoconej skórze, lecz będę przysięgał, że się nie zadurzę, postaram się by moja dusza była nadal pusta, nawet gdy dreszczem porażą twoje miękkie usta. Nie uronię łzy, nie rzucę się w tonie, a gdy skończysz ze mna, odejść nie zabronię.
|
|
 |
na dobre, na niedobre i na litość boską
|
|
 |
chciałabym go czytać przed snem, aż mi się będzie rozmywał, aż palce będą mi się gubić w literkach i w końcu zasnę, cała w tych jego słowach.
|
|
 |
ty patrzysz, ja patrzę, potem ty, a potem... znowu ja. i co nam z tego? tylko zakłopotanie.
|
|
 |
obiecaj mi, że gdy umrę, ty będziesz czekał na końcu tunelu. ty będziesz tym światłem do którego będę szła.
|
|
|
|