bycie człowiekiem w jakimś stopniu bardziej świadomym od większości jest przekleństwem jak i ogólnie pojęta mądrość. wrażliwość. szalenie zazdroszczę ludziom prostym i ułożonym. przyjmującym rzeczywistość w sensie świat bez komentarza i zastanowienia. ludziom których życiowym celem jest skończyć studia samochód nabyć rodzine założyć i wygodnie do grobu się złożyć. tym mniej wrażliwym zazdroszczę godzin lat wieków zaoszczędzonych na nie rozmyślaniu i myśleniu za dużo tudzież rozpamiętywaniu. na braku tych cholernych knowań. na braku ciągłych gdybań i teorytyzowań. cena za wiedzę i wrażliwość jest starannie ukryta jak metka która niezauważona drażni piekielnie. jest jak aparat z przebiegiem 100K+ sprzedany naiwniakowi. jak ściemniona oferta w tv markecie. jak sfałszowane wybory w Rosji. jak ustąpienie miejsca starej kobiecie. nic nie wiecie
już mi nie jest zimno. chyba się udało. dotarłem tam gdzie chłód nie sięga. mogę tu zostać na zawsze. już się nie boję. nikt mnie tu nie znajdzie. tylko jeszcze słowa docierają do mnie lecz i one cichną.
samotna sensacja. szalenie przykry spektakl w obskurnym podrzętnym tearze Paryża. to była miłość dla mnie jest nadal. jestem uzależniony od różnych rodzajów smutku. robię destrukcyjne rzeczy jedna po drugiej. tak ktoś mógłby rzec a może po prostu dobrze się bawię
tylko gołębie przetrwają. stoję na barierce wiaduktu. w tym skromnym czerwonym rogu. czuję jak całość drży wraz ze mną. czarny zły ptak usiadł nieopodal. płoszy mnie i gołębie. z wysokiej trawy na dole wychodzi czarny pies pomniejszony do rozmiarów parszywego szczura. przestań. przestań szukać sznura. zacznij patrzeć. nie wiem już czy drżenie to most czy mój urywany puls. czarnego ptaka już nie ma. gołębie też odfrunęły. cienie długie drzew małych na mury się wspięły. jednym tchem. jesteś marzeniem. nocną majaką. snem.
miasto porzuconych kaloszy. mewy skrzeczą. trolejbus jedzie. kamień leży. słońce świeci. pragnienia cicho kwilą. kot mruczy. człowiecze serce nigdy się nie nauczy że uczucia się nie tuczy. nie tłumaczy na języki znaki. to nie hieroglify czy sekretne poszlak
kochasz kogoś przez dekadę. później gdy już wiesz że ona nigdy nie będzie twoja to wtedy właśnie kometa uczucia która dotychczas pędziła tylko w jednym kierunku przepoczwarza się wybuchając na setki mniejszych części. następuje czas głupawych zakochań którym towarzyszy mnóstwo poczucia winy mimo winy braku. zakochujesz się odłamki gdzieś rykoszetują ale są chwile zwłaszcza nocą gdy dziwna dawna grawitacja kawałki zawraca. przypominasz sobie wszystko a reszta nie istnieje. marzysz tylko by nie myśleć. czynisz zło. destrukcja wchodzi w posiadanie ciebie. jest jeszcze gorzej gdy okazuje się że jeden fragment nie chce wcale wracać tylko zostać i w miłości nowej się zatracać.
nie myśl. posłuchaj wiatru. jak szumi las. jaki dźwięk wydaje koszula podrażniona palcami a jaki skóra. naucz się mnie nienawidzić. przestań rzucać tym kochaniem jak lotkami do tarczy. wsłuchaj się w chrzęst żwiru w stukot samotnego kamyka który niechybnie utknął pod butem i teraz przypomina o sobie. patrz bardziej czuj bardziej. ledwo słyszalne kroki nieostrożnego kota. rzeka płynie w tobie. znów ogarnia mnie przemożne uczucie wczołgania się pod wielki głaz na jakimś pustkowiu. tam wszystko jest pewne i ciche. pewny chłód głazu pewny żar piasku. czasem kiedy nie mam już siły mówię piosenkami. muszę kiedyś udać się na jakiś klawy kurs sprawnego nieprzejmowania się sprawami na które nie mamy wpływu które właśnie się dzieją działy lub będą dziać. wypada to w moim wykonie na chwile obecną bardzo blado. w nocy nadepnąłem na ślimaka i zabiłem go. nie wiem czy dziś w końcu uda mi się zasnąć.
wysyłam listy do afrykańskich szamanów z podarkami i prośbą o przegnanie tej obrzydliwej letniej aury. by zniknęły słońce okulary trampek dwie pary krótki rękaw cholerne uśmiechnięte ryje uwalone lodami. niech nastanie już zima czy choćby późna jesień i też byłbym kontent. żeby wiało i padał śnieg. żeby ludzie czmychali ulicami z nory do nory. wtedy właśnie mogę ubrać wielki płaszcz ciepłe buty kilometrowy szal rękawiczki i syberyjską czapkę. będzie się do czego przytulić. bezinteresowne ciepło które nigdy nie zawodzi.