|
Doszła do momentu, gdy wspomnienia zamiast łez, zaczęły wywoływać smutny uśmiech. Tęsknota za tamtymi chwilami już tak nie doskwierała, ale ciągle pozostawiała ten szczególny niedosyt. I siedząc tak sobie, złapała starą fotografię, z której biło szczęście, beztroska i miłość. Coś co trwać wiecznie nigdy nie miało, a było na tyle wspaniałe, by wyryć się w jej sercu na zawsze. /mxd
|
|
|
Uśmiechnęłam się mimowolnie do swojego odbicia w lustrze. Już prawie zapomniałam, jak to jest być zakochaną. To taki miły rodzaj wypełniającego Cię szczęścia, gdy wstajesz rano i myślisz tylko o tym, czy go zobaczysz. I kiedy się spotykacie, ciepło rozlewa się po Twoim ciele, na twarz wstępuje uroczy rumieniec, a w brzuchu wariuje Ci stado motyli. I cieszysz się każdą chwilą z nim. A gdy się rozstajecie, to i tak myślami jesteś wciąż z nim. Po długim czasie, wreszcie jakaś iskierka rozgrzewa twoje zamarznięte serce. /mxd
|
|
|
Po paru latach spotkałam go gdzieś na ulicy. I znowu uderzyło we mnie to wszystko. Nie chciałam tego. W panice zaczęłam uciekać. Ja chciałam dać radę, przezwyciężyć to. I cofałam się, w głąb siebie, by nic do mnie nie dotarło. Nic a nic. /mxd
|
|
|
Czasem podejmujesz decyzje, które cały świat uważa za słuszne. Być może tak jest. Może te decyzje ułatwią Ci życie, może dadzą Ci wspaniały dom, pieniądze, pracę. Może wszyscy będą Ci zazdrościć. Może będziesz dla wielu osób wzorem. Jednak często te z pozoru dobre decyzje wywołują w tobie pewnego rodzaju konflikt. I chociaż wiesz, że zaakceptowanie ich byłoby dla Ciebie najlepsze, to całym sobą, z niewiadomych przyczyn, chciałbyś podjąć decyzję zupełnie inną. Pójść trudniejszą drogą i dostać po dupie. Nie osiągnąć żadnych wyższych celów, ale zaspokoić swoją duszę. Poczuć się wolnym i szczęśliwym. Decyzje innych nie dadzą Ci prawdziwego szczęścia, a jedynie jego pozory. Dlatego ja brodzę nogami we własnej kałuży, podczas gdy inni przechadzają się po czerwonym dywanie. /mxd
|
|
|
Najgorzej jest się do czegoś przyzwyczaić. Że wstajesz rano i wiesz, że czeka na ciebie wiadomość od niego. Wychodzisz z domu, a on już czeka, żeby cię podwieźć. Źle się czujesz, ale wystarczy, że tylko wykręcisz jego numer, a przyjedzie, zrobi ci herbatę, przytuli i zaśniecie. Teraz pomyśl, że to wszystko znika. Budzisz się i nikogo to nie obchodzi. Leje deszcz, a ty brniesz przez kałuże, cała przemoczona. Czujesz się fatalnie, dzwonisz, a w słuchawce odzywa się ten irytujący głos "nie ma takiego numeru"... /mxd
|
|
|
Żyję według własnych przekonań, według własnych zasad. Nie oglądam się na innych, dążę do własnych celów. Po prostu się przyzwyczaiłam, że ludzie przychodzą i odchodzą. Nie ma sensu się do nich przywiązywać. Ważne, że jestem ja, że żyję, że jestem szczęśliwa. I ktoś może kiedyś pokocha własnie tą moją banalność. Może ktoś zechce iść ze mną przez świat. Może. /mxd
|
|
|
Idziesz przed siebie. Zaciskasz zęby z bólu, a oczy są pełne łez. W słuchawkach ten utwór. Wkraczasz w świat wspomnień, niespełnionych pragnień i nadziei na lepsze jutro. Niszczysz się nieświadomie. /mxd
|
|
|
I zebrałam te moje poobijane kawałki serca, pozszywałam je w całość i ulokowałam na miejsce. Jeszcze trochę czasu minie, zanim ono zacznie bić. Trzeba je codziennie pielęgnować, dbać o nie, mówić mu, że wszystko będzie dobrze, trochę się pouśmiechać i wspierać przez cały czas. I ono będzie w końcu działać. Tylko daj mi czas... /mxd
|
|
|
Był tam gdzieś, kilka tysięcy kilometrów ode mnie. Zbyt daleko by pokochać, zbyt blisko by zapomnieć. /mxd
|
|
|
Po jakimś czasie na mojej twarzy zaczął z rzadka gościć uśmiech. Zaczęłam jeść, rozmawiać z ludźmi. Nawet znowu dostrzegałam jakiś sens w swojej egzystencji. Przestałam chorobliwie sprawdzać jego profil na facebooku, nie czekałam całymi dniami na jakiegoś snapa od niego. Chyba powoli zdrowiałam. Nagle, zupełnie przez przypadek, gdzieś wśród postów kilkuset moich znajomych pojawił się jego status związku. Patrzyłam tępo w monitor, próbując dopasować do siebie wszystkie uczucia, szalejące gdzieś we mnie. I rozpłakałam się. Tak cholernie mocno. Jakby ktoś nagle rozdrapał mi wyjątkowo bolesną i głęboką ranę. Krztusząc się łzami, powoli osunęłam się na ziemię. Cały proces rekonwalescencji należało zacząć od początku, a mnie opuściły siły. /mxd
|
|
|
Ubrana w zbyt duży t-shirt, krótkie spodenki, otulona bluzą, jeszcze pachnącą jego perfumami. Niepomalowana, z opuchniętymi oczami i brakiem chęci do życia. Stanęłam tak przed nim, gdy zapukał do drzwi. Nawet się nie skrzywił. Przeszedł przez próg, objął mnie, po czym odszedł, by już nigdy nie wrócić. /mxd
|
|
|
|