 |
Siedzę i tworzę historie, które nigdy nie będą miały miejsca w realnym świecie. Dlaczego? Bo chciałabym żeby mój fantastyczny świat się urzeczywistnił? Żeby za chwilę On stanął w moich drzwiach, uśmiechnął się i przytulił? Wymyśliłam już wszystko. Znam czas i miejsce. Wiem co odpowie mi w danej chwili, bo idealnie dopracowałam dialogi. Gdy zamknę oczy, widzę w co będzie ubrany. Być może na wstępie zacznie się tłumaczyć, dlaczego mnie unikał albo od razu powie, że kocha i bez względu na wszystko pocałuje. Udoskonaliłam już każdy najdrobniejszy szczegół. A teraz siedzę w swej naiwności i czekam. [ yezoo ]
|
|
 |
pokój wypełniony kojącymi bitami, które cicho obijają się o podrapane ściany. para unosząca się nad ulubionym kubkiem i roznosząca zapach owocowej herbaty. szarość za oknem, która nie poprawia samopoczucia, i pośrodku tego wszystkiego, siedzę ja. z nogami na kaloryferze, owinięta kocem i otulona setkami myśli, które z minuty na minutę zbliżają się do sfery zakazanej. jeszcze kilka godzin temu z uśmiechem na ustach wspominałam wczorajszy wieczór, a teraz? wszystko zniknęło, ponownie pozwoliłam by moje serce zwolniło, zmęczone zasnęło. nienawidzę siebie za to, ale znowu to robię, znowu sama komplikuję sprawy na pozór proste, znowu jestem niezadowolona, znowu moje życie mi nie odpowiada. potrzebuję zmian, poważnych i radykalnych. potrzebuję siły, odwagi i asertywności. potrzebuję, więc proszę, pokażcie mi gdzie mam szukać.
|
|
 |
szłam sama leśną dróżką, otulona podmuchami wiatru, otoczona bezkresem nieba i smutkiem, jako wiernym towarzyszem. słyszałam ich głosy, które echem roznosiły się poza teren działki, widziałam w oddali jeszcze nikłe światełko lamp, które z każdym moim krokiem się oddalały. alkohol odebrał strach przed ciemnością, pozwalał iść dzielnie do przodu. jednak spowodował jeszcze jedno, kompletny chaos w głowie. tęsknota, rozżalenie, gniew, odrzucenie. wszystko to powodowało, że jedyne czego teraz pragnęłam, to znajome ciepło jego ramion. niestety, zamiast tego po prostu odpaliłam szluga i usiadłam na pobliskiej ławce. chciałam zniknąć, wtopić się w otoczenia i rozpłynąć. nie mogłam nawet płakać, jakby wszystkie łzy zostały już wylane. wiedziałam, że to nie jest mądre, siedzieć tak samej, że sytuacja z poprzedniej soboty może się powtórzyć, ale musiałam odpocząć, na chwilę pobyć w przyjemnej ciszy. przejeżdżający samochód poderwał mnie na nogi. czas wracać, czas znowu zacząć grę. poudawajmy.
|
|
 |
chcesz usłyszeć prawdę? to co widzisz, te popękane usta, te zielone oczy, te zniszczone włosy, to tylko powłoka, to iluzja, która ukrywa fakt, że od dawna, o tutaj, w środku, jestem martwa. oddycham, ale tlen nie dociera już do duszy. serce pompuje krew, która także omija tę sferę szerokim łukiem. wypaliłam się, całkowicie zatraciłam. zniszczyli mnie ludzie, którzy powinni dawać wsparcie, na których tak bardzo liczyłam. zamiast podać rękę, coraz bardziej spychali w otchłań nicości. wołałam o pomoc, ale udawali, że nie słyszą. żebrałam o okruszki uwagi, ale oni traktowali mnie jak powietrze. w końcu nie wytrzymałam, pękła we mnie tama, która spowodowała lawinę. nie miałam jak się bronić, nie mogłam sobie poradzić. umarłam, zabiłam duszę, która wydając ostatnie tchnienie, zostawiła na ziemi pustą skorupę, nie umiejącą kochać, nie potrafiącą żyć.
|
|
 |
mówiłam,że znajomość z nimi zostanie definitywnie zakończona,że nie wnoszą nic dobrego do mojego życia,że swoją obecnością powodują jedynie zamęt i niepokój.no właśnie,mówiłam.bo jak mam powiedzieć 'nie',kiedy wystarczy mi jeden wieczór z nimi,a ja wracam do domu z głową pełną wspomnień i humorem,który wzrasta wysoko,ponad normę.jak mam wyprzeć się tych chwil,które dają tyle radości.z nimi mogę płakać z nadmiaru śmiechu.z nimi mogę prowadzić poważne rozmowy,gdy alkohol we krwi rozwiązuje nam języki.z nimi nie muszę bać się zimna,bo mam świadomość,że ktoś zawsze obdaruje mnie kurtką.z nimi mogę siedzieć nad ranem na rynku i jeść pączki,które niedawno kupili w piekarni.z nimi mogę pić shot za shotem i patrzeć jak pomału odpływam.z nimi,przez ten jeden wieczór,mogę wszystko,mogę czuć się w pewien sposób akceptowana,mogę czuć się jedną z nich.tylko potem nastaje ranek i wszystkie uczucia siedzące we mnie jeszcze kilka godzin wcześniej,uciekają.znowu staje się pustą w środku dziewczyną.
|
|
 |
boję się tego wieczoru. boję się co może ze sobą przynieść. kolejny raz będę blisko niego, kolejny raz jego widok, sama obecność zniszczą resztki dobrego samopoczucia. nie wiem jak sobie radzić, jak bronić się przed jego osobą. teraz mogę obiecać sobie wiele. mogę dać słowo, że nie będę przez niego płakać, mogę przyrzec, że jego słowa i sztuczki nie zrobią na mnie wrażenia. ale po co to? przecież za te kilka godzin, obietnice teraz złożone, nie będą miały żadnego pokrycia. wszystkie przestana się liczyć, bo nie należę do silnych i stanowczych osób.
|
|
 |
Potrafisz spojrzeć Mu w oczy? Tak, dokładnie w te, które kiedyś były dla Ciebie całym światem. Te, które znaczyły wszystko. Te, którymi patrzeliście na niebo podziwiając gwiazdy. Te, które witały Cię rano. Te, które spoglądały na Ciebie z ekranu komputera lub komórki. Te, które były zawsze obok. Te, które dawały Ci miłość. Pamiętasz, jak na Ciebie patrzył? Niezależnie, czy wyskoczyłaś w dresie i nijakiej fryzurze, czy w małej czarnej i wysokich szpilkach. Niezależnie, czy robiłaś herbatę lub włączałaś telewizor. Czy spałaś albo pisałaś smsa. Pamiętasz te oczy, które krzyczały miłością? Które poruszały serce i uginały kolana. Doprowadzały do szaleństwa i pragnienia więcej. No, gdzie one teraz są? [ yezoo ]
|
|
 |
znasz go lepiej niż samą siebie. potrafisz dokończyć za niego każde zdanie. gdy się uśmiecha, wiesz doskonale dlaczego to robi. przez miesiące, w których oddychaliście wspólnym powietrzem, nauczyliście się siebie na pamięć. żaden z fragmentów jego ciała nie jest Ci obcy. gdy nagle odejdzie czujesz jakbyś straciła serce. załamujesz się. zaciskasz pięści i nerwowo uderzasz nimi w ścianę. płaczesz tak długo, aż brakuje Ci łez. wtedy skomlisz jak pies. nie widzisz sensu w swojej egzystencji. chcesz umrzeć. niespodziewanie pojawia się ktoś, kto wyciąga Cię z dołka. zaczynasz wychodzić z domu, uśmiechać się. nadal myślisz o swojej byłej miłości, ale jest już łatwiej, lepiej. nigdy nie zapomnisz, to nierealne, ale musisz nauczyć się żyć ze świadomością, że go nie ma i nie wróci.
|
|
 |
nauczyłam się, że można żyć bez tlenu. z czasem ból łagodnieje, nie mija, ale też nie dominuje w egzystencji. można wstać, usiąść na krześle i spokojnie zjeść kanapkę z nutellą, która dotychczas była nie do przełknięcia oraz zasnąć wieczorem jak dziecko. myśl, że kiedykolwiek byłeś obok jest gdzieś w głębi serduszka, przypomina się w chwilach wygodnych, chwilach pierdolonej samotności i tylko wtedy pozwalam sobie na płacz, lecz w towarzystwie żyję i oddycham pełną piersią tym powietrzem, które zmieniło swój smak i biegnę na spotkanie nowej rzeczywistości.
|
|
 |
wiedziałam, ze jest gdzieś w pobliżu. czułam jego obecność, słyszałam znajomy śmiech i charakterystyczną barwę głosu. nie musiałam nawet widzieć jego twarzy, po prostu moje serce wyłapywało każdy jego ruch. z zaciśniętymi szczękami starałam się skupić na rozmowie ze znajomymi, starałam się zająć czymś myśli, które non stop uciekały w kierunku jego osoby. ignorowałam, unikałam, udawałam. jednak wystarczył tylko moment, jeden jego ruch, jeden niby przelotny dotyk, a wszystko we mnie runęło. nie mogłam tam dłużej zostać, po prostu wstałam i wyszłam. na spacer, na przechadzkę, która miała otrzeźwić myśli, oczyścić umysł z jego osoby. skąd mogłam przypuszczać, że przyniesie tyle złego? że pogorszy sytuację?
|
|
 |
czuję się bezsilna, bezradna na jej ból i cierpienie. widzę jak cierpi, jak to wszystko ją przytłacza, wysysa całą radość, która kiedyś emanowała z niej na każdym kroku. widzę przygaszone oczy i wymuszony śmiech. widzę wychudzone ciało i bladość skóry. widzę zmęczenie i cienie pod oczami, które są oznaką bezsenności. widzę to wszystko i nie mogę nic zrobić. nie mogę pomóc, nie mogę choć w minimalnym stopniu zabrać jej bólu, który ciąży na barkach. wszystko spoczywa w jej rękach, wszystko zależy od jej jednej decyzji. i wiesz, jestem pewna, że podejmie tę właściwą, tę która poprowadzi ją wprost do bram szczęścia. jest w końcu mądrą dziewczynką, moją dziewczynką, a ja nie pozwolę na to, by zbłądziła, by straciła z oczu właściwy kierunek.
|
|
 |
wesołe, zielone oczy. długie blond włosy. promienny uśmiech i kruche ciało. ta oto dziewczyna, w jedną sekundę, w jedną minutę, potrafi wyciągnąć mnie z najgłębszego smutku i wznieść wysoko, w objęcia radości. to ona zawsze służy pomocną ręką, gotowa podnieść przy każdym upadku. to ona daje niezliczone pokłady szczęścia, powody do uśmiechu. to ona biegnie za mną, gdy pijana po raz kolejny urządzam sobie spacery. to ona ociera łzy, gdy niezliczony raz z rzędu moje serce pęka z winy tego skurwiela. to ona klnie ze mną na świat, który tak strasznie gniecie biorąc przy okazji głębokiego bucha w płuca. to ona krzyczy, gdy zachowuję się irracjonalnie i doprowadza do pionu, gdy zamroczona nie myślę racjonalnie. to ona, jedna z nielicznych, zdobyła moje stuprocentowe zaufanie i tę pewność, że skoczę za nią w ogień, bez względu na wszystko. jest moją kruszynką i zawsze nią będzie.
|
|
|
|