Miał w sobie coś, co nie pozwalało o nim zapomnieć, jakąś popierdoloną mutację w genotypie, substancję w żyłach, która zapieczętowała moje serce tak, że żaden cudzy klucz do niego nie pasował. Moja podświadomość każdego dnia modliła się, aby przypadkiem go spotkać, aby jeszcze przez chwilę raczyć się jego słowami, które było tanio polukrowane kłamstwami, zupełnie jak mazurki obietnicą świeżości na promocji, tuż przed Wielkanocą w supermarketach.
|