Nabił lufkę i patrzył na mnie niemożliwym do opisania spojrzeniem. Podał mi ją wraz z zapalniczką nie spuszczając ze mnie wzroku. Lubił patrzeć, jak pale a ja lubiłam, gdy na mnie patrzy. Słuchaliśmy zagranicznego rapu. W pokoju było prawie ciemno. Półmrok. Zapalił po mnie i przybliżył się. Zaczął całować moje usta, potem szyje, ramiona. Objęłam go ramionami najmocniej jak umiałam. Tak, jakby ktoś próbował go ode mnie oderwać, zabrać. Całkowicie i na zawsze wykraść z mojego zycia. A ja nikomu nie chciałam na to pozwolić. Popchnął mnie lekko do tyłu i po chwili oboje leżeliśmy bez najmniejszej zbędnej przerwy między ciałami. Odnowiłam uścisk. Było mi tak dobrze. Cały świat trzymałam w ramionach nie chcąc wypuścić go ani na chwilę, by go nie stracić.|k.f.y
|