Siedzieliśmy tak na przeciwko siebie, widziałam Jego
oczy, które strasznie błyszczały. Milczał przez całe
dwie godziny, nie mogłam znieść ciszy. Wstałam,
podeszłam do niego.
- Co się stało ziomek? - spytałam.
Nadal nie wydusił z siebie ani jednego słowa. zakrył
swoją twarz dłońmi, widziałam, że spływają mu łzy
między palcami. Nie mógł ogarnąć bólu który
przetrzymywał w sobie. Ciągle stałam przed nim,
wpatrywałam się w zapłakanego przyjaciela,
próbowałam oderwać Jego dłonie od twarzy. Zrobił to
sam, złapał mnie za rękę.
- Chłopaki nie płaczą, ale mój szloch ewidentnie nie
potrafi się zakrywać. - ledwo co wybąknął.
Nie chciałam Go wypytywać co mu jest, zobaczył, że
cała się przed nim zapłakana zaczynam trząść, dał mi
swoją bluzę.
- Nie przejmuj się mną, dam radę mam Ciebie, ale nie
płacz kocie. - wypowiadał słowa tak jakby nie wiedział,
że jest dla mnie cholernie ważną sobą w życiu, której
ból zawsze biorę na siebie..
|