Tygodnie mijają, a ja wciąż nie czuję upływającego czasu.. nadal te obrazy są żywe, zapach ten sam, dotyk ten sam.. i to spojrzenie! Do dziś widzę je przed oczyma.. Kiedy zdążę uwierzyć, że już się "uleczyłam" po samoistnym przerwaniu kontaktu, Ty nagle pojawiasz się. Znienacka. Na mieście. Wystarczy jedno spojrzenie w Twoją stronę, by nagle zdać sobie sprawę, że te wszystkie moje dotychczasowe zabiegi, mające na celu "zapomnieć o Tobie" były tak naprawdę oszukiwaniem samej siebie. Ile czasu będę jeszcze tkwić w nieznośnym zawieszeniu? Chciałabym pójść na przód. Ale kiedy myślę o planach "na przyszłość", płakać mi się chce. Przecież nie zostawię Cię tutaj, samego! To jakby świadomie odciąć sobie tlen, dzięki któremu się żyje.
|