Dostałam od mojego mężczyzny KinderNiespodziankę "na zajączka". Nie, nie zaszłam w ciążę. Po prostu przyniósł mi czekoladowe jajko z zabawką w środku. I to nie byle jaką, bo samochodzikiem, który jeździ i w dodatku ma napęd. Ucieszyłam się i zaczęłam się bawić, robiłam drifty, a potem on mi go zabrał, trochę się pobawił, by znowu dać mi się nim nacieszyć. Ostatecznie zabawka wylądowała w kuchni na półce i przykuła uwagę mojej babci, która się nim bawiła w wolnej chwili, mojego psa, który - gdy tylko samochodzik przejechał po podłodze, biegł za nim, myśląc, że to jakiś smakołyk, oraz mojego brata, który przyszedł w odwiedziny we wtorek. Oczy mu zaświeciły, wziął autko i zaczął się nim bawić. Początkowo nie wiedział, w jaki sposób zrobić drifty i sprawić, by jechało do przodu, ale mu pokazałam i załapał. Śmiechu dużo, radości co nie miara, tyle szczęścia i chyba jeden z lepszych prezentów, jakie od niego otrzymałam, nie licząc pleja i kwiatów z okazji bez okazji.
|