Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu, kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię w przegięciu, gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi, gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi, gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia, gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
Lubię to … i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie, a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.
|