Płakałam kiedy mnie przytulał,płakałam kiedy mnie całował i płakałam kiedy z każdym nowym słowem odkrywałam,że kocha mnie i jestem dla niego najważniejsza. I o dziwo łzy nie były przejawem tego,że ja nie czuje tego samego do niego. Nie płakałam z powodu tego,że zabrnęłam tak daleko i znów namieszałam komuś w życiu swoją osobą. Płakałam bo moje ciało idealnie dopasowało się do niego. I stałam się pewna tego,że ja i on jesteśmy już jednością. Nie wybiegałam myślami do dawnych czasów,nie błądziłam nimi za bardzo w przyszłość. Jakie to miało znaczenie w obliczu takiego szczęścia? Marzyłam tylko by ta chwila trwała wiecznie/hoyden
|