Nazajutrz obudziła się bardzo wcześnie. Jęczała z bólu.Ale postanowiła zejść na dół, wiedziała że on napewno tam bedzie.Nie myliła się...zrobił jej ulubione placki i znów patrzył na nią tym dobrotliwym, zatroskanym wzrokiem..-Yvette...-Nie tato. Daj spokój.-Wiem że nie powinienem ale...co się stało? -Tato, nie warto. Nic takiego. -Nic takiego? Kochanie czy ty się słyszysz?! Wczoraj wróciłaś zmasakrowana, zakrwawiona, przestraszona ledwo żyjąca i chcesz mi powiedzieć że nic się nie stało?! -Nie..nie mogę ci powiedzieć.To dla twojego dobra. Zapamietaj tylko, że od dziś nie możesz nikomu ufać...-Oh Yvette.-powiedział jej ojciec i przytulił ją do siebie. Chodź czuła ból, myśl że ma go obok siebie wprawiała ją w nieco lepszy humor. -Tato..przepraszam...tak strasznie cię przepraszam... [część VII]/em
|