Uwielbiałam siedzieć naprzeciw Jego i tak bezczelnie patrzeć w Jego oczy, robić głupie miny tylko po to, by mnie do siebie przyciągnął i wyzwał 'mój głupku, chodź tu'. Wiedziałam, że nienawidzi, gdy ktoś zdejmuje mu z głowy czapkę i nakłada na siebie, więc robiłam tak w każdym momencie, gdy przestawał się odzywać. 'Teraz sobie przejebałaś!' i jego łaskotanie mnie po brzuchu, było męczarnią, bo nigdy nie pozwolił mi się uwolnić. A kiedy ja się nie odzywałam? Siadał obok i milczał. Czułam na sobie Jego wzrok, tak nieznośny i zaraz po tym opierał polik o moje czoło. 'Chcesz żelki?' pytał wiedząc, że uwielbiam je ponad wszystko. Wtulać się w Jego klatkę piersiową mogłabym bez przerwy, zaciągając się zapachem Jego perfum. Wpadać do Niego bez zapowiedzi, by zobaczyć ten uśmiech, o każdej porze dnia i nocy, zawsze. Jego uśmiech i czułe spojrzenie, były lekiem na wszystko. Kojący, głos, szept, mógłby budzić mnie co dnia. Uwielbiałam być obok Niego, czuć się naprawdę szczęśliwą, mając Go.
|