Na początku było w porządku, wszystko jak w rodzinie, noo...pomijając chwile w kaplicy gdzie modlili się do Johny'ego. Ale z biegiem czasu przywykła. Doszła do wniosku, że bóstwo które mieli na wyciągniecie ręki jest lepsze niż chwalenie czegoś, czego istnienia nie można potwierdzić. Pamięta jak miesiąc po przybyciu zwątpiła,powiedziała o tym jednej ze swoich sióstr a 5 minut później Johny wołał ją do siebie. Trzymał już w ręce pas. Choć miała 19 lat nie widział nic złego w okładaniu jej ciała. Później wziął ją do kaplicy, uderzył w twarz a gdy zaczęła płakać popatrzył z dobrocią w jej oczy i powiedział,,To nic, tak musi być. Pamiętaj że my jesteśmy przyszłością" Wtedy postanowiła nie ufać do końca nikomu z jej nowej ,,rodziny". [część II] /em
|