Mam wrażenie,że nie żyję,a moje istnienie jest jedynie przesyconą pustką egzystencją.Wiesz,kiedy żyłam,tak prawdziwie?To było wtedy,gdy zawsze obok był taki pan z oczami w kolorze czekolady.Miał uśmiech przyszyty do twarzy.Prawą dłoń wplątywał w swoje ciemne włosy,a jego twarz wyglądała wtedy tak bardzo ładnie.Mówił do mnie po imieniu,a kąciki jego ust układały się wtedy w specyficzny sposób.A co do tych ust...Zawsze wyjątkowe,rozbisurmanione,przejedyne.Szorstkość jego policzków sprawiała wrażenie jedwabiu dla moich palców.Szedł zawsze po mojej prawej stronie i śmiał się z moich żartów.A gdy mnie przytulał,to stopy odrywały się od podłoża,czułam się jak w chmurach.Mówił o rzeczach ważnych i tych mniej ważnych.I mówił "do jutra".I to jutro zawsze następowało.Wszystko miało swoją kolejkę,swój tok.Nie było miejsca na chaos i anarchię.Wtedy żyłam.Wtedy był on.
|