odchodząc zapalił fajkę i rzucił tylko ' to nie ma sensu, skończmy to ' wpatrując się w ziemię. nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. spojrzałam tylko w jego kierunku i mruknęłam ' jak zawsze. boisz się odpowiedzialności więc uciekasz z podkulonym ogonem. słaby jesteś, frajerze ' i wcisnęłam mu w dłonie bluzę, którą kilka minut wcześniej miałam na sobie. poczułam przeogromny chłód - chłód serca , bo nie posiadał już małego akumulatora napędzanego twoim sercem. i może byłam wtedy egoistką nie dziękując ci za spędzony czas razem, może powinnam wygarnąć ci wszystko, co leżało mi na sercu - ale po co? nienawidzę krwi, a wtedy na pewno raniłabym swoje i twoje serce. nie opłacało mi się to, zwyczajnie. / fasion
|