Było już grubo po północy. W pokoju nie można było nic dostrzec oprócz trupio-bladych ramion. Siedziała skulona w koncie, z dala od okna, z dala od drzwi. Miała na sobie brudną poszarganą sukienkę, a na dłoniach krew. Czyją ? Swoją. Kolejny nie udany dzień, który zakończyła z żyletką w żyłach. Myślała o tym wszystkim. Zastanawiała się czy warto jutro wstać i witać ten beznadziejny świat od nowa z nowym, innym, lepszym podejściem. Nie, ona wolała umrzeć. Tu i teraz i niech wszyscy inni prócz niej, Boga i jej Anioła Stróża dowiedzą się później. Niech płaczą i lamentują już po fakcie, gdy nie będa w stanie nic zrobić. Taaak, to była dobra myśl. Uśmiechnęła się nie znacznie i wbiła paznokcie w skórę. Uderzyła głową o ścianę. Ta myśl zbyt wczesnego zgonu doprowadzała ją do szału. Zrobi to, teraz nie patrząc na innych. Uszczęśliwi siebie. Będzie tak zimna jak oni.
|